Według szacunków w październiku stopa bezrobocia wyniosła w Bydgoszczy 5,5%, czyli ten wskaźnik wielu ekonomistów odczytuje, jako brak występowania zjawiska bezrobocia. Miasto w coraz większym stopniu będzie musiało radzić sobie teraz z innym problemem – braku wykwalifikowanych pracowników.
Bezrobocie na poziomie 5% określane jest często jako zdrowy poziom. Pracę znajdują bowiem właściwie wszyscy którzy chcą pracować, występuje też potrzebna rotacja na rynku pracy. Działające w Bydgoszczy firmy mają coraz większy problem ze znalezieniem wykwalifikowanego personelu. Nie chodzi tutaj tylko o inżynierów, ale w cenie są też absolwenci szkół zawodowych. Coraz więcej bydgoskich firm na swój koszt organizuje autobusy, którymi dowożeni są pracownicy m.in. z Torunia. Brak kadr staje się zatem głównym czynnikiem hamującym rozwój gospodarczy Bydgoszczy.
Nie można mówić jednak jeszcze o tym, że nasz region walkę z bezrobociem wygrał. O ile w Bydgoszczy mamy dość niski poziom tego zjawiska, to powiaty z naszego otoczenia (nakielski, inowrocławski, żniński, sępoleński, tucholski) charakteryzują się dość wysokim poziomem bezrobocia. Dzisiaj na naszych łamach pisaliśmy o starej inicjatywie Prawa i Sprawiedliwości, aby te tereny uznać za ,,zdegradowane ekonomicznie” i traktować na specjalnych zasadach.
Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski na początku tygodnia przyznał, że trzeba postawić na lepszą komunikację z sąsiadami, aby ułatwić dojazd osób z terenów o wyższym bezrobociu do Bydgoszczy. Włodarz miasta miał tutaj na myśli przywrócenie połączeń kolejowych do Wągrowca. Zdaniem Bruskiego zyskałaby na tym bydgoska gospodarka.