Ogólnopolskie media piłkarskie żyją obecnie zachowaniem współwłaściciela Zawiszy Bydgoszcz Radosława Osucha. Przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy uważa, że Osuch wynajął firmę detektywistyczną, aby go inwigilowała i szukała na niego ,,haków”. Z najnowszych informacji wynika, że odgrażano się także prezesowi Legii Warszawa i szefowi PZPN Zbigniewowi Bońkowi, że rzekomo ich prywatne rozmowy zostały nagrane i zostaną upublicznione. Dla polskiej piłki nie jest to na pewno korzystne zamieszanie medialne.
Zostawmy jednak problemy środowiska piłkarskiego i wróćmy do wydarzeń z ubiegłego roku w Bydgoszczy. W kwietniu 2014 roku były prezes Cywilno-Wojskowego Związku Sportowego Waldemar Keister utracił poparcie prezydenta Rafała Bruskiego jako jego przedstawiciela. Spowodowane było to jego małą skutecznością, w dążeniu do wyrzucenia z obiektów przy ulicy Gdańskiej 163 Stowarzyszenia Piłkarskiego ,,Zawisza”. Keistera w tych działaniach ograniczało jednak prawo, co skutecznie wyartykułowali prawnicy współpracujący ze stowarzyszeniem.
W kwietniu ubiegłego roku opublikowaliśmy też jako pierwsi informację o piśmie kierowanym przez Radosława Osucha do prezydenta Rafała Bruskiego, w którym ten pierwszy odgrażał się, że odejdzie z Bydgoszczy jak jego żądania wobec stowarzyszenia nie zostaną zrealizowane i całą odpowiedzialność za to zrzuci na prezydenta. Osuch swoje odejście zapowiadał na 30 czerwca, czyli na kilka tygodni przed wyborami samorządowymi. Prezydent ostatecznie w dużej mierze te żądania spełnił, stąd też groźba nie została wdrożona w życie.
Wówczas mówienie o szantażowaniu prezydenta było niepoważną teorią spiskową, choć w bydgoskim środowisku politycznym takie nieoficjalne dywagacje się pojawiały. W świetle pojawiających się w ostatnim czasie informacji na tę sprawę należy spojrzeć inaczej.
Zawiadomienie z zarzutami inwigilowania i szantażowania skierował do bydgoskiej prokuratury przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy Mariusz Wandzel. Jeżeli postępowanie potwierdzi, że taka sytuacja miała miejsce, to otwarte zostaną kwestie, czy detektywi nie próbowali szukać ,,haków” na prezydenta Rafała Bruskiego i czy wobec niego nie stosowano gróźb, w celu uzyskania konkretnych decyzji? Stawiane pytania są wysokiego kalibru, ale realnie odnoszą się do brudnej polityki jaka ma obecnie miejsce w środowisku piłkarskim.
Pilnego zbadania przez Komisję Rewizyjną Rady Miasta Bydgoszczy wymaga natomiast kwestia w jaki sposób płacono za usługi detektywistyczne, czy przypadkiem nie posłużyły temu pieniądze przekazane klubowi przez miasto?