Kibole – patologia czy szansa dla polskiej piłki?



Dość często w dyskusjach nad polskimi stadionami prezentowany jest za wzór model brytyjski kojarzący się z byłą premier Margaret Thatcher. Zapomina się jednak, że poziom polskiej piłki jest drastycznie niższy, z tego też powodu brytyjskie rozwiązania się na gruncie naszego kraju nie sprawdzą. Mało słyszymy natomiast głosu, na temat szukania rozwiązań szytych bezpośrednio do charakterystyki polskich kibiców.

Kilka dni temu prezes Zawiszy Bydgoszcz Anita Osuch mówiła, że tocząc wojnę z kibicami, walczy ona tak naprawdę o to co ma miejsce w Wielkiej Brytanii i że identyczną drogę będą musiały przejść wszystkie kluby w Polsce. Porównując jednak wcześniej polskich kibiców do sytuacji na serbskich stadionach, pokazała ona tylko, że kompletnie nie odczuwa specyfiki polskich stadionów.

 

Jeszcze kilka lat temu na stadionach dochodziło do regularnych bójek, niekiedy przenosiły się one na ulice miasta. Dzisiaj jest to przeszłością, do incydentów dochodzi rzadko i nie powodują one większego zagrożenia dla osób postronnych. Naturalnie się bowiem sytuacja ucywilizowała. Kibice zaczęli się coraz bardziej angażować w promocję patriotyzmu, co stało się dla całego społeczeństwa wartością dodaną. Oczywiście nadal nie jest to sytuacja idealna, ale metody siłowe jakie próbował stosować rząd, nie sprzyjają poprawie sytuacji na stadionach.

 

Polska wzorem dla Węgier

Gdy w Polsce są tacy, co chcą się wzorować na Wielkiej Brytanii, to na Węgrzech wzorem staje się Polska. W czasie jednej z debat parlamentarnych poseł Adam Mirkoczki nie krył podziwu, że nawet na II polską ligę potrafi przyjść kilka tysięcy fanów. W jego opinii wpływ na to ma specyficzna polska kultura kibicowska, gdy na stadion przychodzi się po to, aby podziwiać oprawę ultrasów lub ją współtworzyć. I w tym tkwi cała tajemnica, sportowo bowiem polska liga prezentuje niski poziom, ale to działalność ultras nadaje blasku stadionom. Walka z tym środowiskiem, o co zabiegają zwolennicy brytyjskiego modelu, podcięłaby główną gałąź zapełniającą polskie stadiony i sprawiłaby, że widowiska piłkarskie stałyby się nudne.

 

Co dalej?

Oczywiście cały czas mogą razić pojawiające się na meczach bluzgi i wulgaryzmy. Na to w mojej opinii potrzeba czasu, ale przede wszystkim normalnej współpracy z kibicami. Myślę, że szybciej można by je ograniczać, gdyby pojawiła się ze strony państwa wola uczciwej debaty o racach, czyli elemencie dodającym blasku oprawom ultras. Nie ma obecnie woli politycznej o tym rozmawiać, choć nawet twórca obecnych przepisów o bezpieczeństwie imprez masowych, generał policji Rapacki uważa, że można by w tym kierunku pójść. O legalizacje pirotechniki wnioskuje także Ekstraklasa. Obecna sytuacja dla rządzących wydaje się jednak wygodniejsza, gdyż tworząc konflikty z kibicami, mogą odwracać medialnie uwagę społeczeństwa od swoich porażek.

 

Politycy niezadowoleni

W moim odczuciu najbardziej polityków na stadionach denerwuje jednak to, że są to środowiska dość niezależne, które nie mają oporów do wyrażania swojego niezadowolenia. Znam osoby, które chodziły na mecze Zawiszy, tylko po to, żeby wyrazić swoją dezaprobatę dla rządów byłego prezydenta miasta. Zdaje sobie doskonale sprawę, że to może boleć polityków, którzy automatycznie wrogo patrzą na środowiska kibicowskie.