Na referendum pytają nas o finansowanie partii politycznych

W niedzielę 6 września przyjdzie nam odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy utrzymania obecnej formy finansowania partii politycznych? Pytanie jest mało precyzyjne, ale budzi duże emocje. PiS straszy finansowaniem polityków przez oligarchów, natomiast Stowarzyszenie Kierunek Zmiana posła Łukasza Gibały zarzuca przejadanie pieniędzy.

Racje obu stron mają tak naprawdę solidne uzasadnienie. Faktem jest bowiem, że w Europie zachodniej zaleca się finansowanie partii z budżetów, aby znacząco ograniczyć finansowanie polityków z niewiadomego źródła, przez lobbystów chcących w ten sposób wpływać na tworzenie prawa. Podkreśla to Prawo i Sprawiedliwość i patrząc subiektywnie ma dużą rację.

 

Podobną rolę odgrywają immunitety poselskie, które nie zostały wdrożone po to, aby dać parlamentarzystom dodatkowe przywileje, ale w przeszłości miały ich chronić przed królem. Chodzi o to, aby nie można było zatrzymać posła w czasie posiedzenia Sejmu, co by mogło wpływać na rozstrzygnięcie głosowań. W rezultacie immunitety chroniły w ostatnim czasie parlamentarzystów głównie przed mandatami za wykroczenia drogowe, a właściwie odraczały ich ukaranie, gdyż posłowie sami zgadzali się na uchylenie im immunitetu. Ostatnie zmiany przyjęte przez parlament sprawią, że immunitet wykroczeń drogowych nie będzie obejmował i bardzo dobrze, gdyż komisje sejmowej traciły czas na orzekanie czy w danej sprawie poseł powinien być ukarany mandatem.

 

Subwencje partyjne i immunitety są zatem narzędziami mającymi służyć naszej demokracji. Trudno jednak powiedzieć przeciwnikom dalszego finansowania partii politycznych z budżetu państwa, że nie mają w tej kwestii racji. Ich argumenty opierają się głównie o przejadanie publicznych pieniędzy przez polityków. W tej materii trudno się z tym osądem nie zgodzić.

 

Intencja funkcjonowania subwencji zakłada, że za te pieniądze partia będzie zatrudniać ekspertów dla stanowienia lepszego prawa. W rezultacie te pieniądze służą wydatkom, które budzą tylko wśród opinii publicznej negatywne emocje, dlatego większość udających się na referendum, planuje głosować przeciwko utrzymaniu dotychczasowego modelu finansowania partii politycznych.

 

Przyjrzymy się zatem wydatkom PO i PiS, czyli partiom otrzymującym największe subwencje. W przypadku Platformy Obywatelskiej znajdziemy wiele wydatków za usługi gastronomiczne, w niektórych lokalach są to kwoty liczące po kilkanaście tysięcy złotych. PiS broniący najbardziej stanowczo subwencji głównie wydaje środki na dwie firmy. GROM Group zatrudnia byłych oficerów BOR i komandosów GROM, firma ta odpowiada za zapewnienie bezpieczeństwa prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, rocznie inkasując około 1,6 mln zł. Przez ostatnie 2 lata ponad 4 mln zł otrzymała też tajemnicza firma MTML, która oficjalnie zapewnia partii oświetlenie i nagłośnienie eventów. Do tego środki z subwencji trafiają do Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, któremu podległe spółki wydają chociażby portal niezalezna.pl.

 

Pytanie referendalne jest jednak mało precyzyjne i samo z siebie nie przyniesie skutków prawnych. Jeżeli jednak Polacy zdecydują, że należy zmienić model finansowania partii politycznych, to będzie sygnał dla polityków, że należy podjąć jakieś działania w tym kierunku.

 

Stowarzyszenie Kierunek Zmiana proponuje, aby każdy obywatel składając zeznanie podatkowe, mógł decydować jakiej partii przekazać 5 zł. Wspieranie partii nie byłoby jednak obowiązkowe. Wówczas partie polityczne nadal byłyby wspierane z budżetu państwa, ale politycy musieliby się bardziej liczyć z obywatelami i w sytuacji.

 

Środowiska skupione wokół PiS nawołują wręcz do bojkotu referendum, aby okazało się ono nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji (wymagane jest 50%).