SLD coraz bardziej traci podmiotowość



Niecały rok temu pierwszy raz Sojusz Lewicy Demokratycznej nie znalazł się w parlamencie. W skali kraju SLD wypadło w wyborach słabo, to w Bydgoszczy nie był on jeszcze tak fatalny. Nie można jednak wykluczyć, że porażka z wyborów parlamentarnych zostanie powtórzona w wyborach samorządowych. Trwająca drugą kadencję koalicja z Platformą Obywatelską sprawiła bowiem, że SLD i właściwie cała bydgoska lewica, straciła swoją wyrazistość.

 

Do podjęcia rozważań w temacie bydgoskiego SLD skłoniły mnie ostatnie wypowiedzi działaczy PO, które świadczyć mogą o przynajmniej braku szacunku dla swojego koalicjanta.

 

Kilka tygodni temu ukazał się w Gazecie Wyborczej wywiad z nowym przewodniczącym Platformy Obywatelskiej posłem Pawłem Olszewskim, który zasugerował, że PO, Nowoczesna, SLD i ruchy miejskie powinny wystawić za dwa lata wspólnego prezydenta, czyli tym samym padło oczekiwanie, aby lewica zrezygnowała z wystawiania swojego kandydata. Zapewne tego kandydata wskazałaby PO, bo nawet jeśli to ugrupowanie straci przez najbliższe lata w skali krajowej, to w Bydgoszczy ma swojego prezydenta oraz kilku parlamentarzystów. Olszewski w wywiadzie twierdził również, iż PO ma większość w Radzie Miasta i jest wstanie wszystko przegłosować.

 

W odpowiedzi na te wypowiedzi szef kujawsko-pomorskiego SLD, a zarazem bydgoski radny Ireneusz Nitkiewicz przypomniał, że PO w Radzie Miasta ma tyle samo mandatów co PiS, stąd też większość jest tylko, gdy PO poprze SLD Lewica Razem. Nitkiewicz również zaznaczył, że SLD raczej kandydata na prezydenta wystawi.

 

Patrząc praktycznie to nie jest tak do końca też jak twierdzi Nitkiewicz, bo owszem klub SLD Lewica Razem jest ważny w układance matematycznej przy uzyskiwaniu większości, ale dwójka radnych, którzy weszli z listy lewicowej, związani wcześniej z Twoim Ruchem Janusza Palikota, bardziej czują się związani z PO niż SLD. Swego czasu radny Jakub Mendry przyznał w rozmowie ze mną wprost, że on w klubie tym pozostanie tak długo jak będzie trwała koalicja z PO. Druga kwestia, to jak przewidują niektórzy lokalni działacze, nawet jeśli w 2018 partia wystawi kandydata na prezydenta, to raczej osobę, która z założenia zrobi słaby wynik, aby nie odebrała zbyt wielu głosów kandydatowi PO w pierwszej turze.

 

Bruski z arogancją o radnych SLD

W ubiegłym tygodniu radni lewicy Ireneusz Nitkiewicz i Tomasz Puławski zaproponowali preferencyjne stawki za wynajem nieużytków dla przedsiębiorców. Debata na temat tej propozycji powstała po artykule w Expressie Bydgoskim, jak takie rozwiązanie sprawdza się w innych miastach. Tego samego dnia jeden z dziennikarzy zapytał na konferencji prasowej (przy udziale przedstawicieli zagranicznych firm: Pannatoni Europe, ID Logistics, Carrefour Polska), jak odniesie się do propozycji radnych SLD. W odpowiedzi prezydent Rafał Bruski poinformował, że takie działania zamierza wdrożyć, przy tym zarzucił swoim koalicjantom ,,kradzież pomysłu”.

 

Powyższa wypowiedź jest przede wszystkim publicznym upokorzeniem mniejszego koalicjanta. Świadczy ona ponadto o tym, że albo faktycznie radni SLD wyszli przed szereg z pomysłem koalicyjnym bądź w praktyce koalicja funkcjonuje w taki sposób, że lewica pozbawiona jest na decyzyjność, stąd też prezydent planując wprowadzenie preferencyjnych stawek nie widział nawet potrzeby konsultowania tego z koalicjantem. Samą arogancję wypowiedzi zrozumieć jest już trudniej.

 

Teoretycznie radni SLD cały czas dysponują narzędziami, aby móc walczyć o swoją pozycję w koalicji. Nawet bowiem z radnymi Twojego Ruchu PO nie ma bezwzględnej większości, potrzebnej dla przyjęcia chociażby absolutorium dla prezydenta z wykonania budżetu. Problemem może się okazać jednak to, że część działaczy partii uzależniona jest służbowo od prezydenta Bruskiego i raczej będą wywierać na strukturze partyjnej presję, aby nie drażniły swoją asertywnością prezydenta.

 

Jak przełoży się to na przyszłość lewicy w Bydgoszczy? Zobaczymy za dwa lata.