W sobotę planowany jest protest lekarzy rezydentów przed Kancelarią Premiera. Drugi tydzień prowadzona jest natomiast głodówka młodych lekarzy w warszawskim szpitalu dziecięcym. W mediach społecznościowych część zwolenników obecnego rządu próbuje dyskredytować młodych lekarzy, robiąc wręcz z nich wywrotowców.
Wbrew pozorom problem jest poważny i nie dotyczy tylko przyszłości samych rezydentów, ale jest to sprawa związana z bezpieczeństwem zdrowotnym wszystkich Polaków. Dobrze, że dostrzega ten problem wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, poseł Tomasz Latos (PiS) z naszego regionu, który w rozmowie z Telewizją Republika przyznał, że sprawa wynagrodzeń rezydentów była przez lata zaniedbana. Latos podkreśla, że problem znany jest rządowi, ale jednocześnie nie można od razu spełnić wszystkich postulatów. Od tego są właśnie w czasie tego typu kryzysowych sytuacji powinny być prowadzone negocjacje. Ubolewać można tylko, iż tak odpowiedzialnie do sprawy nie podchodzą ci zwolennicy rządu, którzy zajęli się dyskredytowanie w mediach społecznościowych protestujących. Odnieść można wrażenie, jakby chcieli zwyczajem czasów jedynej słusznej władzy, ukarać to środowisko, że miało w ogóle czelność protestować. Nie tędy jednak droga.
Obecnie ok. 27% pracujących lekarzy osiągnęło wiek emerytalny. Takie już naturalne prawo, że ich aktywność zawodowa w wieku poprodukcyjnym będzie zanikać. Niestety młodych lekarzy przybywa zbyt wolno, aby zapewnić stabilną ciągłość pokoleniową. Bez rozwiązania tego problemu trzeba będzie się liczyć z długimi kolejkami do usług medycznych oraz przepracowanymi lekarzami, którzy w któreś dziesiątej godzinie pracy nie będą już tak wydajni.
Postulaty rezydentów dotyczą przede wszystkim zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do 6,8% PKB. Minister zdrowia mówi, że możliwe będzie osiągnięcie za kilka lat 6%. Kwestią do negocjacji jest teraz ustalenie harmonogramu kiedy będzie to możliwe. Rezydenci chcą oczywiście też lepszych warunków pracy, czyli wyższych wynagrodzeń, a jednocześnie nie chcą być wykorzystywani przez starszych lekarzy do zapychania grafiku dyżurów.
Problematyka jest jak widać dość skomplikowana i wymaga fachowych rozmów. Nie zaś siania niechęci na Facebook-u i napuszczania jednych Polaków na drugich.