W trwającej europejskiej kampanii wyborczej języczkiem uwagi stał się premier Węgier Wiktor Orban, o którym głośno było kilka tygodni temu z powodu otwartego konfliktu z mianowanym przez Europejską Partię Ludową (EPP) Przewodniczącym Komisji Europejskiej Jeanem-Claude Junckerem. Spór ten doprowadził do zawieszenia Fideszu w prawach członka EPP partii Orbana Fideszu. O premierze Węgier może zrobić się znowu głośno, już po przyszłotygodniowych wyborach.
Ostatnie dni przyniosły dalsze spadki notowań EPP w ogólnounijnym sondażu Poll of Polls, do wręcz rekordowego poziomu, gdy przewaga nad socjaldemokratami z S&D stopniała zaledwie do kilkunastu mandatów, gdy w wyborach w 2014 roku było to 30 mandatów. Bez kilkunastu mandatów Fideszu EPP może utracić pozycję pierwszej siły w Parlamencie Europejskim, czego konsekwencją może być to, że głównym kandydatem na szefa Komisji Europejskiej nie będzie wskazany przez EPP Manfred Webber, ale lider S&D Frans Timmermans.
Utrzymanie członkostwa Fideszu w EPP będzie leżeć zatem w interesie chadeków. Można odnieść wrażenie, że Wiktor Orban doskonale to widzi, stąd też zaczyna postulować, aby EPP zamiast wiązać się z lewicą i postępowcami, bardziej otworzył się na prawicę eurosceptyczną jak np. sojusz Salviniego, który nawet z punktu widzenia władz Prawa i Sprawiedliwości jest zbyt radykalną siłą jako potencjalny sojusznik.