Zabójstwo prezydenta Gdańska wstrząsnęło na tyle Polakami, iż zaczęto dyskutować o tym, czy nie przekroczono już pewnych granic w debacie publicznej oraz o potrzebie walki z szeroko pojętym ,,hejtem”. Problem w tym, że wywołało to kolejny spór, w którym obozy polityczne wzajemnie się oskarżają o to kto jest gorszy i bardziej nienawidzi drugich.
Nie zamierzam w żaden sposób próbować odpowiadać na pytanie, który z obozów jest gorszy. Zamiast tego wskażę kilka lokalnych przykładów, wskazujących, iż klasa polityczna daje cichą zgodę na taki poziom debaty publicznej. Można organizować lekcje w szkołach o szkodliwości ,,hejtu” czy ,,mowy nienawiści”, dopóki jednak będzie przyzwolenie klasy politycznej nic się nie zdziała.
Nie trzeba daleko się cofać, aby przedstawić przykłady, gdy granice przyzwoitości zostały naruszone. Kilka tygodni temu mieliśmy wybory samorządowe, przy okazji których pojawiła się antykampania ,,ZłaZmiana” uderzająca w posła Tomasza Latosa w Bydgoszczy, w Inowrocławiu w kandydata na prezydenta Ireneusza Stachowiaka, natomiast przed drugą turą dostało się również nowemu burmistrzowi Koronowa Patrykowi Mikołajewskiemu. Akcja opierała się o dystrybuowane w mediach społecznościowych grafiki, które poprzez najniższe instynkty miały wywołać niechęć do atakowanych polityków. Na jednej z grafik napisano ,,Obrońmy Bydgoszcz przed radykałami!”, na której obok posła Latosa pojawił się ojciec Tadeusz Rydzyk i o zgrozo niezaangażowane politycznie siostry zakonne, których wizerunek postanowiono do takiej gry politycznej wykorzystać. Niechęć wywoływana przez te ,,dzieła” mogła jakiegoś szaleńca skłonić do działania, które mogło zakończyć się tragicznie.
Oficjalnie nie wiemy kto stał za tą kampanią, żaden z komitetów nie chciał się przyznać, choć te grafiki, nawet te najbardziej obraźliwe, rozpowszechniali publicznie posłowie Platformy Obywatelskiej. Grafiki były wykonane profesjonalnie, stąd też trudno uwierzyć w tłumaczenia, iż mogli robić to jacyś przypadkowi sympatycy. W mojej opinii tworzyły je agencje marketingowe za cichą zgodą polityków.
Chyba jako jedyne medium w tej kampanii podnosiliśmy problem szeroko pojętego hejtu. Wszystkie komitety potępiały działania oparte o niskie pobudki, ale można było odnieść wrażenie że apele do swoich zwolenników były niezbyt przekonujące. Mam obawę, że powtórkę z tej kampanii zobaczymy jesienią.
Materiał archiwalny:
{youtube}X4uFGTqVnu0{/youtube}
Spójrzmy teraz na drugą stronę. Jeden z kandydatów Zjednoczonej Prawicy do Rady Miasta (bez nazwiska, bowiem odnieść można wrażenie, że dąży on za wszelką cenę do rozgłosu), prowadził w kampanii bujną publicystykę, w której wprost pisał o prezydencie Bydgoszczy ,,afrykański kacyk”, co z chęcią publikował portal wydawany przez firmę prowadzącą Latosowi kampanie wyborczą. Na tej samej stronie ukazał się też felieton, z której drwiono z uszkodzenia opony w samochodzie Bruskiego poprzez tytuł: ,,Jaki prezydent, taki zamach”. Te słowa po zdarzeniu w Gdańsku nabierają dzisiaj na pewno innego znaczenia i nie można tamtego wpisu dzisiaj inaczej określić, jak przejaw wyjątkowej głupoty. Została ona niedługo później nagrodzona, bowiem autor wpisu dostał awans w państwowym radiu, który nie byłby możliwy bez zgody politycznej. Najgorsze jest jednak w tym, że poszedł przekaz, że poprzez ,,mowę nienawiści” można zrobić karierę.
W tym miejscu zaczyna się problem wymagający szerszego omówienia. Co z tego, że młodzież będzie się edukować w szkołach, gdy młode osoby chcące udzielać się publicznie, stykają się z rzeczywistością, w której zaistnieć mogą tylko poprzez ,,cięty język”. Od starszych działaczy nie idzie bowiem przekaz, że ceniona jest przede wszystkim uczciwa praca i wiedza merytoryczna.
Z tych wszystkich przykładów wynika, że tak naprawdę nie ma woli politycznej, aby walczyć z hejtem i mową nienawiści, że dla tych zjawisk jest ciche przyzwolenie, a to będzie wiązało się zawsze z ryzykiem występowania zjawisk trudnych do przewidzenia, takich jakie miały miejsce w Gdańsku. Warto, aby najbardziej wpływowi politycy bez kamer usiedli do męskiej rozmowy i między sobą ustalili jakieś zasady gry.
Moja sugestia, iż sytuacja sporu z obecną ,,mową nienawiści” może być politykom na rękę, być może niektórych czytelników zaintryguje. Pozwolę sobie zatem jeszcze na kilka przykładów z książki prof. Rafała Matyji ,,Wyjście awaryjne” – Wojna na górze byłą racjonalnym wyborem polityków, którzy nie chcieli – jak część ich poprzedników – ryzykować przedłożenia abstrakcyjnego interesu państwa nad realny i konkretny interes partii. Zamiast potraktować upadek postkomunizmu w latach 2004-2005 jak nowy moment konstytucyjny i dokonać naprawy państwa, wykorzystali tę okazję do budowy nowego bipolarnego systemu partyjnego. (…) – Politycy obu ugrupowań wiedzieli, że na wyborze zyski mogą się liczyć tylko wtedy, gdy znajdą się w ostrym sporze o wszystko. O to, co ich realnie dzieli, a gdy tego zabraknie – o rzeczy całkowicie zmyślone, ale budzące emocje wyborców.
Politolog wypomina również pewną winę mediom – Politykom ,,swoim” komentatorzy pozwalają na więcej, uznając zapewne, że ich podstawową zaletą jest walka z niebezpiecznymi politykami ,,obcych”. (…) ,Sporem między PiS a PO karmią się media tożsamościowe. Przysparza im on wiernych czytelników, którzy chętnie kupują tańszy towar, zamiast reportaży czy tekstów śledczych – niewymagające solidnej pracy ani dużych nakładów artykuły pełne pocieszenia i wsparcia, zbierające kolejne argumenty przeciwko wrogom, wzmacniające poczucie zagrożenia ich rządami.
Powyższe cytaty już raz ukazały się na Portalu Kujawskim, w maju przy okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja.