Dyskusję o szczepionkach zdominowała polaryzacja polityczna



Fot: James Gathany

Fot: James Gathany

Dzisiaj tak naprawdę w Polsce nie ma warunków, aby odbyć rzeczową debatę o bezpieczeństwie szczepień ochronnych oraz zastanawiać się jak je poprawiać. Co gorsza dzisiaj w dyskursie o szczepieniach nie ma zbytnio miejsca dla ekspertów zakaźników, bowiem zdominowany został przez polityków, którzy dla własnej korzyści politycznej prowadzącą do jego polaryzacji. To jakby zapytać kto ma od 2005 roku więcej racji PiS czy PO? Odpowiedzi jednolitej nie usłyszymy, bo co pytany to inna opinia.

Podobnie dzieje się ze szczepionkami, gdzie mamy tak naprawdę albo zwolenników, albo zdecydowanych przeciwników. Z racji tego, że spór jest głównie napędzany przez emocję, to miejsca na przekonywanie się na argumenty nie ma. W praktyce mamy bardziej spór ideologiczny niż merytoryczny. Doskonale to pokazują ostatnie wydarzenia w czasie pandemii COVID-19 – do wynalezienia skutecznej szczepionki przeciwko wirusowi jeszcze daleka droga, ale już dzisiaj są zapowiedzi ze środowisk tzw. antyszczepionkowych, walki ze szczepionkami przeciwko COVID-19. Przed tygodniem w Warszawie odbył się nawet w tej sprawie protest. Trudno jednak merytorycznie dzisiaj dyskutować o szczepionkach, które jeszcze nie powstały (wytworzono co prawda kilka specyfików, ale ich testowanie, które potrwa miesiącami, to jest traktowane jako element procesu wytwarzania szczepionki). Stąd też pewne grono osób działających politycznie, celowo doprowadziło do polaryzacji sporu, licząc w ten sposób na korzyści polityczne – choć póki co sztandary antyszczepionkowe sukcesów wyborczych nie przyniosły.

 

Tematyka związana ze szczepieniami jest dość szeroka, chociażby mamy do dzisiaj w Polsce nieuregulowaną sprawę odpowiedzialności za ,,niepożądane odczyny poszczepienne (NOP)”, gdy w wielu państwach europejskich powoływane są na mocy ustawy fundusze do wypłaty odszkodowań. W atmosferze tak spolaryzowanego sporu, w którym nie ma, jak już wspomniałem, specjalnie miejsca dla ekspertów, trudno będzie zajmować się realnymi wyzwaniami w zakresie zwiększania bezpieczeństwa szczepień. Zamiast bowiem dyskutować o tym jak minimalizować ryzyko wystąpienia NOP, politycy wolą straszyć nimi, pokazując kryzysy szczepionkowe w innych krajach, aby Polaków przestraszyć przeciwko potencjalnej szczepionce na COVID-19.

 

Do tego dochodzą rozmaite teorie spiskowe, które sprowadzają się mniej więcej do tezy, iż COVID-19 został celowo wymyślony, aby przestraszyć ludzkość i przyczynić się do stworzenia ,,nowego porządku świata”, a role w tym mają odegrać szczepionki – np. poprzez wszczepiania za ich pocą nam czipów. Teorie te mają jakąś grupę wyznawców, ale też myślę większą rzeszę traktujących je jak jakąś legendę – co prawda całościowo trudno w nie uwierzyć, ale coś ,,musi być na rzeczy”.

 

Problem, z którym przyjdzie się klasie politycznej zmierzyć

Piszę tak naprawdę o problematyce, która występuje od kilku lat, a dopiero w kryzysie związanym z pandemią COVID-19 nabrała na sile. Od wielu lat prowadzona jest kapania podważająca zaufanie do lekarzy, którzy rzekomo mają służyć interesom producentów szczepionek. Na alarm wiele razy bili zakaźnicy, chociażby na konferencjach w Bydgoszczy (wspominam o tym, bowiem Bydgoszcz uchodzi za jedną ze stolic polskiego zakaźnictwa – tak to sobie pozwolę nazwać). Od kilku lat zakaźnicy alarmowali też, że spada poziom zaszczepialności, z uwagi na uchylanie się od obowiązkowych szczepień, w ostatnich latach pojawiały się nawet opracowania wskazujące, że przy niektórych chorobach poziom wyszczepialności spadł poniżej zabezpieczających nas przed powrotem chorób.

 

Gdy pojawił się COVID-19 początkowo pojawiły się opinie, że to oznacza koniec ruchów antyszczepionkowych,bowiem w praktyce widzimy jak wygląda życie bez szczepionki na niebezpiecznego wirusa. Tak się jednak nie stało, bowiem ruchy antyszczepionkowe przystąpiły do ataku. Przeglądając media społecznościowe natrafiłem na wpisy, których autorzy uważają się za elektorat prezydenta Andrzeja Dudy, ale deklarują, że jeżeli jednoznacznie nie obieca, że obowiązkowych szczepionek na COVID-19 nie będzie w Polsce, to na ich głos nie ma co liczyć. PiS stara się w tej sprawie nie określać, aby poprzez źle zrozumianą deklarację nie stracić elektoratu spolaryzowanego przeciwko szczepionkom na rzecz Konfederacji. Z drugiej strony wywołuje to ryzyko odpływu elektoratu centrowego, bowiem większość Polaków raczej będzie optować o to, aby np. w przedszkolach gdzie będą uczęszczać ich dzieci, wymagano wyszczepienia wszystkich dzieci.

 

Zakaźnicy są zgodni co do tego, że aby szczepionki były skuteczne, to musi być duża część populacji zaszczepiona, tak tylko zyskamy odporność stadną. Jedne szacunki mówią o 90%, inne nawet powyżej 95%. W sytuacji tak spolaryzowanego sporu może okazać się to dużym wyzwanie, bo przecież nikogo nie będzie nikt szczepił przy użyciu środków przymusu bezpośredniego. Nie wiadomo czy szczepienia będą jednak potrzebne, bowiem nie wiemy jaki procent odporności stadnej przyniesienie przechorowanie go części populacji, której dzisiaj nie jesteśmy wstanie oszacować z uwagi na duży procent tzw. ukrytych przejść COVID-19. Pomóc w oszacowaniu tego mają, planowane już zresztą przez Ministerstwo Zdrowia, badania przesiewowe, czyli masowe testowanie Polaków, aby oszacować jaki procent populacji nabył przeciwciała. Takie badania bedą pierwszym testem, bowiem krążą już teorię, że ,,testy przesiewowe to preludium do masowych szczepień”, stąd też mogą wywoływać one opór części środowisk.