Przy takim poziomie emocji politycznych nie interesują nas argumenty i fakty



Fot: Alex P

Przed nami ostatni tydzień kampanii wyborczej, na pewno pod względem emocji i polaryzacji niespotykanych do tej pory. W praktyce dość spory przekaz kierowany czy to przez media czy w mediach społecznościowych adresowany jest do małego grona niezdecydowanych, którzy mogą przesądzić o prezydenturze. Odbiorców przekazu co prawda jest znacznie więcej, ale oni i tak już od dawna wiedzą jak zagłosują, przekonanie ich do zmiany zdania graniczy z cudem.

Mamy przede wszystkim do czynienia z zupełnie nowym w Polsce zjawiskiem politologicznym – w naszym kraju badania tego typu zjawisk są czymś nowym, ale już w Stanach Zjednoczonych powstało wiele publikacji, do których będę chciał nawiązać. Piszę, o niespotykanym do tej pory poziomie polaryzacji, dzisiaj mamy bowiem już nie tylko podział na dwa wielkie obozy polityczne, ale też ten podział obejmuje w pewnym sensie nawet media – albo jesteś z nami, albo przeciw – dają do zrozumienia żelazne elektoraty. Na jednym z wieców z ostatniego tygodnia prezydent Andrzej Duda stację TVN (mającą amerykańskiego właściciela z grupy Discovery) nazwał ,,prywatną telewizją Rafała Trzaskowskiego”.

 

Ostatni tydzień to liczone w dziesiątkach, a może nawet setkach tysięcy wpisy na Facebook-u o charakterze politycznym, których autorzy liczą na przekonanie zwolenników kontrkandydata do swojego faworyta. W głównej mierze jest to przekaz negatywny, pokazywanie rywala lub jego środowiska politycznego w negatywnym świetle. Wyciąganie niewygodnych faktów, które próbuje się podciągnąć do rangi poważnych afer. Wydaje mi się jednak, że są to działania bezcelowe, o ograniczonej skali działania, bowiem najsilniejsze są emocje utożsamiające daną osobę z kandydatem.

 

W 1620 roku angielski myśliciel Francis Bacon opublikował dzieło Novu Organum, w którym napisał: Rozum ludzki, skoro raz przyjął pewien pogląd (czy to dlatego, że jest on tradycyjnie uznawany, czy też dlatego, że nam jest przyjemny), wszystko inne ściąga na jego poparcie i potwierdzenie. I choć większa jest może siła i liczba wypadków, które przemawiają przeciwko temu poglądowi, mimo to jednak nie zwraca na nie uwagi i albo lekceważy je, albo wprowadzając pewne drobne rozróżnienie usuwa je i odrzuca – kierując się uprzedzeniem grożącym poważnymi i zgubnymi następstwami, ażeby tylko powaga owych poprzednich koncepcji pozostała niezachwiana.

 

Dzisiaj możemy dostrzec, że ta myśl z XVII wieku okazała się ponadczasowa. Postarajmy się na chwilę podjąć obiektywne rozważania, wyłączając emocje jakie mogą nami targać przed drugą turą wyborów – w trwającej kampanii wyborczej stosunkowo często pojawiają się nawiązania do pedofilii – weźmy przykłady z ostatniego czasu, prezydentowi Andrzejowi Dudzie dziennik ,,Fakt” zarzuca ułaskawienie pedofila, natomiast Rafałowi Trzaskowskiemu wypomina obronę oskarżanego o czyny pedofilskie w Stanach Zjednoczonych Romana Polańskiego. Są co prawda, też skrajniejsze porównania, również z nawiązaniami do środowisk LGBT, ale wchodzenie głębiej w temat jest już bezcelowe. Czy zatem potępimy obu kandydatów? Czy może uznamy, że w obu przypadkach oskarżenia są nieuczciwe? Czy może jednak znajdziemy argumenty, że nasz faworyt nie ma winy lub jest ona minimalna, natomiast kontrkandydata uznamy, że tylko zasługuje na potępienie? Podejrzewam, że dzisiaj wśród zdecydowanych na udział w wyborach przeważa pogląd ostatni.

 

W 2004 roku zespół badaczy amerykańskich: Drew Westen, Stephan Hamann i Clint Kilts – zrealizowali ciekawe badanie. Sprzeczne wypowiedzi Georga Busha i Johna Kerry przedstawiono zagorzałym zwolennikom republikanów i demokratów. Kerry w korespondencji z wyborcami w jednym liście stanowczo potępił interwencje USA w Iraku, w drugim liście natomiast poparł decyzję prezydenta Busha o wprowadzeniu wojsk do Zatoki Perskiej. Natomiast jeżeli chodzi o Georga Busha, to przedstawiono badanym jego wypowiedź na spotkaniu w szpitalu dla kombatantów, że osoby narażające życie za ojczyznę muszą mieć najlepszą opiekę medyczną, zaś tego samego dnia jego administracja zmniejszyła liczbę żołnierzy, do szpitali finansowanych z budżetu Pentagonu. Ankietowani popierający republikanów uznali, że John Kerry w związku z przedstawionymi wypowiedziami jest niewiarygodny, natomiast sprzeczność w zachowaniu Busha bagatelizowali. Jak można się domyśleć – wyborcy demokratów zareagowali w przypadku obu kandydatów na odwrót.

 

Wyniki pokazały, że kiedy zwolennicy jakiejś partii muszą się zmierzyć z informacjami zagrażającymi ich poglądom, z reguły potrafią dojść do wypaczonych przez emocje wniosków – komentuje wyniki badania Drew Westen w książce ,,Mózg polityczny” – Kiedy człowieka skonfrontuje się z potencjalnie przykrymi informacjami politycznymi, aktywuje się sieć neuronalna, która wytwarza emocjonalny dyskomfort.

 

Badacz stwierdza dalej: Mózg rejestruje konflikt między danymi i pragnieniami, po czym zaczyna szukać sposobów na zakręcenie kranu z nieprzyjemnymi emocjami. Wiemy, że podczas naszych badań mózg zdołał tego dokonań, ponieważ większość uczestników utrzymywała, że nie dostrzegli żadnego konfliktu między, słowami i czynami swojego kandydata.

 

Z badaniami i przemyśleniami Drewa Westena pierwszy raz zetknąłem się 5 może 6 lat temu, dopiero teraz jednak dostrzegam silną analogię tych badań z tym co obserwujemy w gorączce wyborczej w Polsce. Wcześniej takie zjawiska w Polsce też dostrzegałem, ale obecnie za sprawą polaryzacji urosły one do ogromnej skali. Pierwszy wniosek jest taki, że doszło do pewnego rodzaju amerykanizacji polskiej sceny politycznej – za oceanem mamy od kilkudziesięciu lat dwie strony konfliktu Republikanów i Demokratów, w Polsce mamy natomiast obóz skupiony wokół Prawa i Sprawiedliwości i przeciwników, których możemy nazwać umownie obozem anty-PiS. Nie róbmy jednak zbyt dalekich analogii do amerykańskiej sceny politycznej, bo jest wiele rzeczy różniących się – np. poziom mediów.

 

Drugi mój wniosek, znacznie mniej bardziej niepokojący, to niekorzystny wpływ polaryzacji na transparentność życia politycznego. Gdy dochodzi do jakiejś nieprawidłowości – w języku politycznym nazwiemy to dosadniej aferą – sytuacja gdy część wyborców będzie wyolbrzymiać pod wpływem emocji wagę przewinienia, a druga część bagatelizować, nie sprzyja to wyjaśnieniu sprawy oraz transparentności życia politycznego. Weźmy chociażby przykład finansowania lub kupowania ogłoszeń w mediach przez instytucje publiczne – gdy pieniądze płyną do mediów z którymi się utożsamiamy to zagorzałe elektoraty biją brawa, gdy się z tymi mediami nie zgadzają jest to ,,ogromny skandal”. Takie podejście zabija jednak osiągnięcie cywilizacyjne jakie przyniosła cywilizacji europejskiej spisana przez Platona ,,Obrona Sokratesa” – pojęcie sprawiedliwości. Sokrates poddany publicznemu sądowi, zdając sobie sprawę z tego, że takie sądownictwo wiecowe w dużej mierze opiera się na rozbudzaniu emocji tych, co w głosowaniu zdecydują o jego losie, zamiast kierować się tym co sprawiedliwe: Niejeden spośród was musiał się obruszyć, przypominając sobie własne zachowanie, gdy stając przed sądem w sprawie mniej poważnej niż ta, błagał i prosił sędziów, zalewając się łzami przyprowadzał swoje dzieci, a także rodzinę i licznych przyjaciół, aby jak najwięcej wzbudzić litości (…) Za sprawiedliwe nie uważam ani błaganie sędziego ani uniewinnienie poprzez błagania, lecz wyjaśnienie i przekonywanie.

 

Sokrates mówił rzeczy niepopularne podczas tego procesu, który przegrał, choć jak wynika z przekazów nieznacznie – o około 30 głosów na 500 sędziów. W drugim głosowaniu (pierwsze dotyczyło uznania go winnym), został skazany na śmierć. Był to jeden z najważniejszych procesów w dziejach naszej cywilizacji, bowiem wywodzi się z niego pojęcie kierowania się w sprawach publicznych nie emocjami, ale sprawiedliwością.