Prawie 0,5 mln wydatowano wątpliwie. Przeraża dobre samopoczucie prezesa fundacji (komentarz)



W ubiegłym tygodniu przytoczyliśmy ustalenia NIK dotyczące wykorzystania dotacji przez Fundację Czyste Serca. Wczoraj o sprawie napisała lokalna Gazeta Wyborcza, jednocześnie kontaktując się z prezesem fundacji Wiesławem Gajewskim, który pytany czy nie ma sobie nic do zarzucenia stwierdza – Tak. Uważam, że wszystko było w porządku.

Szerzej o ustaleniach NIK piszemy – Drogie pośrednictwo przy promowaniu czystości przedmałżeńskiej. NIK wykazuje poważne nieprawidłowości

 

Zacznę od wyrażenia głębokiego uznania dla pracowników Najwyższej Izby Kontroli, za wykonanie bardzo profesjonalnej kontroli.

 

Przypominając jeszcze skrótowo najważniejsze fakty:
– Fundusz Sprawiedliwości przyznał Fundacji Czyste Serca 948 tys. zł dotacji na prowadzenie pewnego programu
– Kontrola NIK wykazała, że fundacja zleciła kompleksowe wykonanie dużej części grantu zaprzyjaźnionej firmie z naruszeniem zasad zamówień publicznych. Przesłuchanie koordynatora projektu jednoznacznie wskazuje, że robiono wszystko, aby to zadanie zlecić konkretnej firmie.
– Kontrola dalej wykazała, że realny koszt wykonania tych usług rynkowo wynosi 74,7 tys. zł, fundacja zapłaciła ponad 564 tys. zł, czyli ,,zaprzyjaźniona” firma zarobiła 471 tys. zł marży.
– Być może sprawę zbada CBA, bowiem ustalenia pokontrolne NIK przekazał tej instytucji

 

Wypowiedź dla Gazety Wyborczej mnie nie zaskakuje, bowiem podobną retorykę możemy wyczytać w wystąpieniu pokontrolnym NIK – Jestem pedagogiem, a nie finansistą. Wynająłem sobie firmę, bo to było prostsze. To ile firma zarobiła, nie obciąża mnie. – próbuje uciekać od odpowiedzialności prezes Gajewski.

Niestety, ale od odpowiedzialności moralnej, bo mówimy o publicznych pieniądzach, o kwocie 471 tys. zł, które można było zaoszczędzić gdyby do sprawy fundacja podeszła bardziej gospodarnie. Dodać trzeba, że te pieniądze powinny być przeznaczone na pomoc dla ofiar przestępstw. Rozumiem misję pana Gajewskiego, który stara się promować chociażby trwałość małżeństwa, co jak pokazują badania z różnych krajów niesie pozytywny wpływ dla społeczeństw, to w tym wypadku próbując marginalizować sprawę naraża tę całą misję na ośmieszenie. W tym momencie honorowo należałoby zrezygnować z kierowania fundacją i usunąć się w cień, inaczej bowiem fundacja w promowaniu ,,czystości przedmałżeńskiej” będzie niewiarygodna, bowiem zawsze ktoś przypomni 471 tys. zł dla zaprzyjaźnionej firmy, której właściciel ,,objawił się” (cytat tłumaczenia koordynatora projektu).

 

W tej sprawie zwrócę uwagę na jeszcze jeden aspekt, bowiem Fundacja Czyste Serca w sposób dobitny pokazała jak dalece możliwe są patologie przy systemie grantowym. Teoretycznie państwo przyznało dotację na realizację celu publicznego, praktycznie zaprzyjaźniony z nią przedsiębiorca otrzymał prawie 0,5 mln zł pomocy publicznej, której w warunkach rynkowych nie mógłby otrzymać. Nawiązać trzeba tutaj do pomocy dla Portu Lotniczego Bydgoszcz, który od rządu otrzymał zaledwie 200 tys. rekompensaty za lockdown. Więcej nie można było przyznać, bo Komisja Europejska uznałaby to za niedozwoloną pomoc publiczną. Tutaj mamy przykład pomocy w kwocie 471 tys. zł i nic.

 

Łatwe pieniądze ze szkodą dla NGO

Fundacja Czyste Serca w mojej opinii, podobnie jak wiele innych organizacji, stała się swego rodzaju ofiarom Funduszu Sprawiedliwości. FS,ale też inne programy grantowe jakie pojawiły się w ostatnich latach pozwalały uzyskać stosunkowo duże pieniądze, bez większej odpowiedzialności. Zdaje sobie sprawę, że nie każdy potencjalny beneficjent ma równe szansę, bo patrząc na Narodowy Fundusz Wolności pieniądze lokalnie poszły na portal katolicki, który głównie przekopiowuje treści z innych stron, a np. nie udało się stosunkowo małych pieniędzy uzyskać bydgoskim organizacjom walczącym ze smogiem. Tak łatwo dostępne pieniądze jednak potrafią deprawować.

 

Gdyby Czyste Serca otrzymały powiedzmy tylko 300 tys. zł, to do sprawy musiałaby fundacja podejść bardziej gospodarnie. Trzeba by się bardziej postarać, ale pewnie udałoby się cele zrealizować. Łatwy prawie milion złotych sprawił, że wyszło jak wyszło, na dodatek pech sprawił, że akurat temu grantowi przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli i wyszła kompromitacja, za którą trzeba wziąć teraz odpowiedzialność.