Mamy obecnie w Bydgoszczy paraliż komunikacyjny spowodowany strajkiem pracowników MZK, nie jest to pierwszy protest pracowników transportu zbiorowego, jeszcze kilka tygodni temu byliśmy świadkami kryzysu w spółce Polregio, tam jednak maszyniści zachowali się w zupełnie innym stylu, a i tak podwyżki wywalczyli.
O tym, że w Polregio może dojść do utrudnień wiadomo było na długo wcześniej, organizacje związkowe ogłosiły pogotowie strajkowe, wyznaczono później datę strajku generalnego, w którym wszystkie pociągi przewoźnika miały stanąć (raz nawet przełożoną z uwagi na napływ uchodźców z Ukrainy). W okresie świątecznym sporo pracowników wzięło urlopy na żądania oraz przeszło na zwolnienia lekarskie, przez co przewoźnik musiał ograniczyć sporo kursów, co nazywać mogliśmy pełzającym strajkiem. Nikt jednak wprost nie odważył się bez zapowiedzi powstrzymać od pracy.
O tym, że w Bydgoszczy mogą stanąć autobusy i tramwaje dowiedzieliśmy się wczoraj i to jeszcze nieoficjalnie, bowiem nikt nawet nie przedstawił oficjalnego komunikatu. Właściwie sytuacja wyglądała tak, że albo w ciągu kilku godzin postulat płacowy będzie zrealizowany, albo nic nie wyjedzie. Formalnie strajk to nie jest, bowiem zgodnie z artykułem 7 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych na przynajmniej 14 dni przed rozpoczęciem strajku należy zgłosić spór zbiorowy. Tutaj tego nie było, więc formalnie nie mamy strajku, a pracownicy po prostu nie wykonują obowiązków służbowych.