Chaos z komisarzem pokazuje, że inowrocławski PiS nie dorósł do walki o władzę w tym mieście (komentarz)



Senator Ryszard Brejza dzisiaj zalicza się do osób, które najbardziej domagają się szybkiego powołania komisarza w Inowrocławiu, choć akurat punktu jego politycznego interesu czym dłużej to się przesunie w czasie tym lepiej dla niego. Wygaśnięcie jego mandatu jako prezydenta otworzyło szansę dla opozycji, aby namieszać politycznie w Inowrocławiu. Zwlekanie jednak z decyzjami sprawiło, że to dzisiaj już właściwe musztarda po obiedzie. Inowrocławska prawica pokazała – pisząc potocznie – że nie ma jaj!

 

Obóz byłego prezydenta już po wyborach zainicjował w Radzie Miejskiej uchwałę o skierowaniu do premiera stanowiska, aby na komisarza desygnował dotychczasowego zastępce prezydenta, jednocześnie męża przewodniczącej Sejmiku Województwa, tym samym pokazując, iż  intencją jest kontynuacja rządów tego obozu, który Inowrocławiem kieruje z dwie dekady. Nie bez powodu obawiali się powołania komisarza, który byłby spoza tego środowiska i mógłby zamieszać.

 

Zakładam, że opozycja miała wobec tego plany, ale jedna rzecz nie wyszła do końca jak miała – PiS po wyborach nie ma większości, zatem założono, że komisarz z tego obozu lub niezależny może swoje obowiązki pełnić z dwa miesiące, może chwilę dłużej. To niewiele dla robienia rewolucji, ale sporo czasu, aby móc pokazać się z dobrej strony, pokazać alternatywę dla obozu rządzącego tym miastem od dwóch dekad. Można by przestać dyskutować o likwidacji mediów ratuszowych, ale po prostu to zrobić. Przygotować budżet miasta na 2024 rok i w oparciu o niego powalczyć o inwestycje, które będąc w opozycji nie miały większych szans na realizację. Była to okazja, aby pokazać symbolicznie, że można rządzić inaczej niż Brejza.

 

Skoro jednak opozycja tej rękawicy nie podjęła – bo na dzisiaj komisarz nie będzie miał już za dużo czasu – to albo tylko mówi o alternatywie wobec Brejzy, ale faktycznie nie ma na to pomysłu, ani nawet odwagi spróbować. Być może kluczowe okazały się tutaj jednak kalkulacje polityczne – część działaczy PiS nie jest zainteresowana tak krótki pełnieniem obowiązków komisarza, bo straci przez to inne funkcję, a z kolei mianować kogoś spoza głównego kręgu – taka osoba przez 2 miesiące bycia komisarzem stałaby się rozpoznawalna – a po co lokalnym liderom ma na prawicy wyrastać konkurent?

 

Nie mniej jednak finał jest taki, że okazja trafiająca się raz na 20 lat nie została wykorzystana.