Politycy PO zachowują się jakby Inowrocław był ich łupem politycznym (komentarz)



W ostatnich tygodniach inowrocławska Koalicja Obywatelska na każdym kroku budowa narrację, z której podkreślali, że obowiązki prezydenta Inowrocławia powinna sprawować osoba wskazana przez ich partię, wygląda to wręcz tak, że jedną z funkcji wewnątrz partyjnych jest urząd prezydenta Inowrocławia. Groteski dodaje stanowisko młodzieżówki PO z Inowrocławia, która dziękuje premierowi Donaldowi Tuskowi (czyli pośrednio też swojemu szefowi) za wymianę komisarza. Na łamach Gazety Wyborczej przedstawiono to wręcz jako podziękowanie ,,za uwolnienie miasta”.

Nie oceniając decyzji premiera Donalda Tuska oraz wniosku wojewody Michała Sztybla w sprawie wymiany komisarza, to zostawmy już bowiem prawnikom, którzy znają się na tej materii, ewentualnie sądom, to fakt jest taki, że zarówno Marek Słabiński oraz Wojciech Piniewski nie mają mandatu od mieszkańców do rządzenia. Gdyby dzisiaj były wybory trudne powiedzieć, który z nich by wygrał, czy mieliby szansę z innym kandydatem. Co prawda Piniewskiego rekomendował były prezydent Ryszard Brejza, ale polski ustrój nie przewiduje czegoś takiego jak dziedziczenie władzy. Były czasy, gdy w praktyce urząd prezydenta miasta był faktycznie funkcją w partii politycznej, ale te czasy nie kojarzą się za dobrze, dlatego też uważam, że trochę inowrocławska PO się w ostatnim czasie zapędziła.

 

PO uważa, że mieszkańcy zdecydowali o tym jakiej partii polityk ma kierować miastem

Zacytujmy fragment jednego z oświadczeń inowrocławskiej Platformy Obywatelskiej: Tymczasowy, partyjny nominant PiS został odwołany, tym samym uszanowana została wola inowrocławianek i inowrocławian, którzy 15 października oddali głos na ugrupowania prezentujące wartości demokratyczne. W Inowrocławiu Koalicja Obywatelska uzyskała najwyższe poparcie spośród wszystkich miast prezydenckich naszego regionu (blisko 43%) – przy zaledwie 28% dla PiS. Nominant PiS nie miał żadnego, demokratycznego mandatu do zasiadania na stanowisku p.o. prezydenta.

 

W tym fragmencie dokonuje się upartyjnienie samorządu co jest dość niebezpieczne. Polski system demokratyczny opiera się na tym, że mamy osobno wybory parlamentarne i osobno wybory samorządowe. Żeby dostać się do parlamentu trzeba kandydować z komitetu, który w skali kraju przekroczy 5% próg, ale w wyborach samorządowych można kandydować z komitetu, który działa tylko na terenie jednej gminy, a prezydentem miasta można zostać nie mając poparcia żadnej partii. Są to dość wyraźne różnice między jednymi i drugimi wyborami, które oświadczenie inowrocławskich polityków zaciera. W wyborach do parlamentu w 2019 roku w województwie kujawsko-pomorskim wygrał dość zdecydowanie PiS, ale rok wcześniej do Sejmiku Województwa wygrała Koalicja Obywatelska, co pokazuje, że wolą wyborców było w tamtym okresie, aby w kraju i w województwie rządziły dwie różne władze, zatem wykorzystywanie wyników wyborów samorządowych, aby legitymować nominację do samorządu, to znaczące nadinterpretowanie.

 

Faktem jest, że wyborcy opowiedzieli się, aby Inowrocławiem nie rządził Brejza

Jedynym politykiem, który może mówić, że ma mandat do bycia prezydentem Inowrocławia może być Ryszard Brejza, który kandydując do Senatu i zdobywając mandat, z tej funkcji z automatu prawa zrezygnował. Wyborcy co do zasady powinni zdawać sobie sprawę, że wybierając Brejze do Senatu, głosują też pośrednio za tym, aby przestał on być prezydentem Inowrocławia. Nie można wykluczyć, że część wyborców zdecydowała się go poprzeć uznając, że po ponad 20 latach jednego prezydenta miasta czas na zmianę. Zupełnie inna byłaby sytuacja, gdyby jeszcze w kampanii wyborczej Brejza zabrał w tej sprawie głos i powiedział, że kończy karierę prezydenta, ale rekomenduje wyborcom, aby w kolejnych wyborach głosowali na Piniewskiego. Tego jednak zabrakło, a były prezydent namaszczenia Piniewskiego dokonał dopiero po wyborach.

 

Trzeba też zdawać sobie sprawę, że w momencie, gdy Ryszard Brejza ruszał do boju o Senat, trudno było przewidzieć jaki będzie nowy rząd. To, że Donald Tusk odwołał teraz Słabińskiego i powołał Piniewskiego (przyjmyjmy wersję, że dokonano tego legalnie) to mimo wszystko szczęśliwy zbieg okoliczności, bo gdyby premierem dalej był Mateusz Morawiecki, to niemal pewne by było, że obowiązki prezydenta pełniłby kto inny.

 

Słabiński i Piniewski w świetle mediów branżowych

Na koniec wspomnę jeszcze, aby nie poświęcać temu zagadnieniu całej publikacji o tym, że o Marku Słabińskim głośno było w branżowych mediach Press.pl po tym, gdy zdecydował się zlikwidować gazetkę ratuszową. Piniewski już pierwszego dnia zapowiedział anulowanie tamtej decyzji, czyli można powiedzieć reaktywował gazetkę propagandową, choć od wielu lat krytykują takie działania samorządów eksperci: m.in. prof. Adam Bodnar jako RPO (obecnie Minister Sprawiedliwości), Helsińska Fundacja Praw Człowieka, WatchDog Polska, organizacje zrzeszające lokalnych wydawców i inni.