Bydgoszcz coraz częściej pojawia się w rankingach międzynarodowych, co jest ogromną wartością dodaną. Możemy bowiem porównywać z miastami z całego kontynentu, niekiedy nawet świata, w szczególności wyciągać wnioski o tym co jest naszą mocną, a co słabą stroną. W Bydgoszczy można odnieść wrażenie, że dominuje jednak bezkrytyczny zachwyt – wtedy nas na ziemie muszą sprowadzać badania chociażby Instytutu Rozwoju Miast i Regionów pokazujące, że największe polskie metropolie nam uciekły.
Można zatem do problematyki podejść z bezkrytycznym zachwytem, albo opierając się na badaniach pokazujących, że inne metropolie nam uciekły patrzeć przez negatywny. A można próbować znaleźć złoty środek – cieszyć się jak w danym momencie rośniemy, ale przede wszystkim uczyć się na tych rankingach. Zazwyczaj tworzy je ktoś z zewnątrz, kto jest wstanie być może zauważyć rzeczy, których lokalnie sami nie dostrzegamy.
Analiza, która może cieszyć, ale też niepokoić
Dobrym przykładem jest analiza Christophera Reynoldsa opublikowana na łamach think tanku Oxford Economics o 20 najszybciej rozwijających się miastach Europy. W niektórych mediach urosła ona nawet do rangi rankingu. Skupmy się jednak raz jeszcze co ona nam mówi. Reynolds podjął się analizy wzrostu PKB poszczególnych miast – to opracowanie pokazało przede wszystkim, że Polska się szybko rozwija, bo 10 z 20 umieszczonych miast to są polskie. W tym też Bydgoszcz. Z tego można się cieszyć, ale co się rzuca pierwsze w oczy to, że Bydgoszcz jest tym 10. polskim miastem. Zatem inni w naszym kraju rozwijają się szybciej, co gorsze nawet nie utrzymujemy pozycji 8. największego miasta w Polsce. Bydgoszcz – jak wynika z tej analizy rosła rok do roku o średnio 3%, gdy większe polskie miasta o 4-5%.

O co w tym jednak chodzi?
Christopher Reynolds w swojej notce zauważa, że wschód Europy w ostatnich latach nadrabiał zapóźnienia do zachodu – W Europie Środkowo-Wschodniej oznacza to nadrabianie zaległości względem bardziej wydajnych miast Europy Zachodniej. Dzięki adaptacji nowych technologii i ulepszonym procesom biznesowym udało im się zmniejszyć tę lukę – czytamy w notce (tłumaczenie własne).
Jak spojrzymy na wykres to możemy powiedzieć, że minimalnie wypadamy lepiej od stolicy Dani Kopenhagi. Na oko mogliśmy mieć o 0,2 punktu procentowego wyższą dynamikę wzrostu PKB. Według danych stowarzyszenia C40, do którego należy Kopenhaga jej PKB wynosi 61,9 mld dolarów. Zatem dla Kopenhagi wzrost o ok. 3,2% rocznie to jakieś 2 mld dolarów. W Polsce nie liczy się PKB miast, ale dane GUS mówią nam, że w 2021 roku PKB kujawsko-pomorskiego wyniosło 114,5 mld zł (Bydgoszcz generuje tylko część tego wyniku) – w stosunku do ponad 222 mld zł Kopenhagi (w przeliczeniu na dzisiejszy kurs dolara). Przyjmując ,,na oko”, że Bydgoszcz tworzy 1/3 PKB kujawsko-pomorskiego to możemy mówić o jakiś 40 mld zł, zatem wzrost o 3,5% daje nam zaledwie 0,4 mld dolarów rocznie, w stosunku do prawie 2 mld Kopenhagi. Zatem dystans między Kopenhagą każdego roku wzrastał. Według innego zestawienia tego think tanku Bydgoszcz jest 320 największą gospodarką miejską świata, a Kopenhaga 23.
Nas bardziej jednak powinno interesował porównanie z polskimi miastami – Wrocław rósł średnio o 5% rocznie, Gdańsk 4,5%, podobnie Kraków. Powyżej 4% znalazły się też Warszawa i Poznań. Ta analiza pokazuje nam, że każde z tych miast nam uciekało – w szczególności widać to po Wrocławiu, który miał znacznie większą wartość bazową i dynamikę wzrostu.
Jak spojrzymy na zestawienie gospodarek Oxford Economies to podobną wartość bazową co Bydgoszcz miały Białystok, Katowice i Lublin – te miasta w okresie objętym analizą (2010-2025) rosły jednak znacznie szybciej niż Bydgoszcz. Zatem, gdyby opracowanie Christophera Reynoldsa chcieć wykorzystać do do ocen, to raczej ta ocena byłaby dla nas pesymistyczna dla Bydgoszczy i pozytywna dla Polski.






