Gospodarka neokolonialna

Nie zgadzam się z głównym przekazem medialnym dotyczącym odbywających się protestów rolniczych. Problemy rolnictwa pokazują jednak tak naprawdę kondycję całej polskiej gospodarki, która przypomina coraz bardziej kraju neokolonialnego – rynku zbytu dla Europy Zachodniej.

 

Tak się składa, że piszę ten wywód w 96 rocznicę podpisania rozejmu w Trewirze (26 lutego), którą przyjmują niektórzy jako koniec zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Tutaj jednak nie decydował tylko czyn zbrojny, który trwał niecałe trzy miesiące, ale długie lata ciężkiej pracy organicznej wielu pokoleń, której ojcem był hrabia Dezydery Chłapowski. Polacy wówczas rozumiejąc gospodarcze znaczenie dla przyszłości Polski, która wówczas nie znajdowała się przecież na mapach, organizowali się i stawiali opór kolonizacji tych ziem przez Niemców. Po uwłaszczeniu chłopów ziemią rodzinne gospodarstwa stały się ważnym polem walki o niepodległość.

 

Na temat historii można by się tutaj dość szeroko rozpisywać i wymieniać wiele zasłużonych dla polskiej sprawy nazwisk. Nie mniej jednak dzisiaj w pewnym sensie toczy się walka o przyszłość tych rodzinnych gospodarstw, których przez ostatnie lata już kilkakrotnie ubyło. Zbliża się moment, gdy ziemię w Polsce będą mogli nabywać obcokrajowcy, patrząc jednak na zamożność polskich gospodarzy, to można mieć poważną obawę, że z dużo bogatszymi sąsiadami z zachodu nie mają oni szans na uczciwą rywalizację gospodarczą. Sprawa ta jest trudna, gdyż wymagałaby zmiany umowy akcesyjnej z Unią Europejską. Patrząc jednak szerzej nie jest to niemożliwe, gdyż podobnie wygląda sytuacja prawie całej Europy Środkowej. Gdyby rządy podjęły z tego regionu kontynentu współpracę, to można by coś wspólnie wywalczyć.

 

Rzecz, która wydaje się jednak jeszcze bardziej absurdalna, gdyby spojrzeć z perspektywy sprzed epoki, to problemy polskich rolników ze sprzedażą mięsa, w sytuacji, gdy jemy głównie mięso importowane z zachodu. Pozwoliło na to wejście duńskiego kapitału w polskie przetwórnie oraz dynamiczny rozwój zagranicznych dyskontów handlowych, nad czym kompletnie Polska nie panuje. Na dodatek okazuje się, że wykorzystując dziurawe polskie prawo, płacą one niższe podatki niż przedstawiciele polskiego handlu (m.in. poprzez obniżanie dochodów przez opłaty za tzw. know-how). To nie jest już tylko problem rolników, ale właściwie prawie całego polskiego handlu. Już odniesienie się do tego pozwala stwierdzić, że stajemy się gospodarczo krajem neokolonialnym.

 

Rolnicy przedstawiają wiele różnych postulatów, stąd nie jest to na pewno łatwa tematyka, w szczególności dla mieszkańców miast. Formy prowadzenia przez nich protestów to także temat na osobną dyskusję. Nie mniej jednak nie może być tak, że w przestrzeni publicznej dyskutujemy głównie o tych formach, a kompletnie unikając kwestii dotyczącej kondycji polskiej gospodarki. Ta z kolei stanowi dość szeroki system naczyń połączonych, gdzie niewydolność na jednej płaszczyźnie wpływa na pozostałe. W rezultacie od tego zależy to ile zarabiamy i jak jesteśmy majętni w porównaniu z naszymi sąsiadami.

 

Wracając jednak do rocznicy zakończenia Powstania Wielkopolskiego. Z dużym niepokojem obserwuję, gdy bez podejmowania właściwie walki, przegrywamy kluczowe sprawy, za które przez lata zaborów pokolenia włożyły tyle wysiłku. Gdy tak na prawdę, aby poczuć widoczne efekty nie potrzeba wcale aż tak wiele – dużo zdziałać może świadoma konsumpcja i kupowanie produktów rolnych pochodzenia polskiego.