Pierwszych tygodni nowej kadencji Sejmu pozytywnie ocenić nie można. Prawie codziennie docierają do nas informacje, iż w polskim parlamencie źle się dzieje i nie służy to demokracji. Na co dzień podchodzę do tego wszystkiego z dystansem, bo w mojej opinii toczące się w Sejmie nie mają zbyt dużej wagi.
Pisze w tym momencie z perspektywy szarego mieszkańca Kujaw, dla którego znacznie większe znaczenie mają uchwały Rady Miasta Bydgoszczy z ostatniej sesji, gdzie ustalano opłaty lokalne na przyszły rok, niż spory z dwóch pierwszych posiedzeń Sejmu VIII kadencji. Spory, w których uczestniczy, w ramię w ramię z posłami, wielu dziennikarzy, publicystów, czy prawie cała redakcja Gazety Wyborczej (oceniam po tym co idzie do druku).
Moje ubolewanie kierowane w kierunku parlamentu zatem o to, że nie debatujemy o sprawach najistotniejszych, ale zajmujemy się sporem o obsadę Trybunału Konstytucyjnego. Uważam, że dzisiaj ważniejsze jest znalezienie refundacji dla samorządów mniejszych wpływów z PIT, którego należy się spodziewać po wprowadzeniu, zapowiadanej, podwyżki kwoty wolnej od podatku. Dość istotna wydaje się też kwestia przyjmowania imigrantów, gdyż jako Polska jesteśmy ogniwem machiny geopolitycznej.
Prawo i Sprawiedliwość, które uzyskało możliwość samodzielnych rządów, powinno być bardzo ostrożne, aby nie wpaść w autorytaryzm. Likwidacja rotacyjności w przewodniczeniu komisją ds. służb specjalnych, w mojej opinii był niepotrzebnym pokazem siły politycznej ze strony PiS. Tak samo w kwestii obsady Trybunału Konstytucyjnego potrzebna byłaby większa ostrożność. Zauważam, że część działaczy tej partii miewa pewne zapędy sanacyjne, aby rządzić twardą ręką tak jak miało to miejsce przez dłuższy okres trwania II Rzeczypospolitej. Niestety wówczas Polska do 1939 roku była słabo przygotowana.
Z drugiej strony mamy histerię o końcu demokracji i zamachu na wolności obywatelskiej. Tak naprawdę jest to jednak element polityki nowej opozycji, polegający na przedstawianiu przerysowanych zagrożeń. W Bydgoszczy Grzegorz Schetyna mówił, że Polska może stać się państwem totalitarnym. Ta teza nie ma jednak żadnego pokrycia w argumentach. Zagrożona jest nie tyle demokracja i swobody obywatelskie, co poziom kultury politycznej. Winy szukać należy jednak pośrodku, bo gdyby nie kontrowersyjne działania PO wokół Trybunału Konstytucyjnego, jeszcze przed zmianą władzy, to zapewne dzisiejszego sporu by nie było.
Paradoksem największym jest jednak to, że PiS mający być zabójcą demokracji, pod obrady Sejmu wprowadza obywatelskie projekty ustaw, które zostały wyjęte po latach spędzonych w zamrażarce marszałka. Demokratyczny rząd PO i PSL nie chciał bowiem, aby te projekty były procedowane.