Zachowanie radnych podczas wizyty marszałka województwa Piotra Całbeckiego pokazuje, że Rada Miasta Bydgoszczy jest gremium składającym się z przypadkowych osób, w którzy nie są przygotowani do wielkich czynów, na miarę tego co dokonali bydgoscy samorządowcy w okresie II Rzeczypospolitej. Tak surowy pogląd przyszło mi wygłosić, w rocznicę funkcjonowania kadencji bydgoskiego samorządu.
Duża część zadawanych przez radnych pytań marszałkowi dotyczyła dofinansowania inicjatyw, z którymi w jakiś sposób zainteresowani rajcy są związani. Być może część radnych dzięki temu coś wywalczy dla swoich środowisk, gdyż za tak naprawdę nieduże pieniądze, marszałek może zdobyć wdzięczność części radnych, co może mieć politycznie wymiar wręcz bezcenny.
Doskonale działanie tego mechanizmu pokazuje postawa radnego Krystiana Frelichowskiego (wysokie miejsce na liście wyborczej otrzymał dzięki osobistej protekcji posła Tomasza Latosa), który postanowił wykorzystać obecność marszałka Całbeckiego, aby dopiec prezydentowi Rafałowi Bruskiemu. Włodarz miasta nie chciał bowiem sfinansować imprezy osób represjonowanych w PRL, na co środki znalazł marszałek Piotr Całbecki. Co prawda zgodnie z polskim prawem, opieka nad kombatantami do zadanie głównie samorządu województwa, a nie gmin i powiatów, ale tego wyraźnie radny Frelichowski najwyraźniej nie wie.
Radni nie rozumieją jak wiele w Bydgoszczy zależy od Zarządu Województwa
Wkrótce zostaną uruchomione środki unijne z perspektywy, którą będzie można wydatkować planowo do 2022 roku. Najważniejsze decyzje w kujawsko-pomorskim zapadną w najbliższych miesiącach. Zarząd Województwa będzie miał duży wpływ na rozdzielenie tych funduszy, czyli na to ile pieniędzy trafi do Bydgoszczy i okolic. Planując rozwój miasta musimy bowiem wyjść ponad granice Bydgoszczy.
Obecnie przygotowywane są na poziomie wojewódzkim dokumenty, na podstawie których będą rozdzielane fundusze. Przez ostatnie tygodnie toczyła się dyskusja wokół Planu Spójności Komunikacyjnej Drogowej i Kolejowej, czyli dokumentu, który na samym wstępie wyklucza część projektów kolejowych z możliwości uzyskania dotacji oraz faworyzuje niektóre drogi wojewódzkie. Stali czytelnicy zapewne doskonale wiedzą, że zachodnia część województwa dość mocno jest poszkodowana. Niekorzystne wydają się dla Bydgoszczy też zapisy Szczegółowego Opisu Osi Priorytetowych Regionalnego Programu Operacyjnego. Była okazja, aby jednoznacznie pokazać oczekiwania Bydgoszczy, warte miliony euro, a nie tysiąc złotych dofinansowania do jednorazowej imprezy.
Na Sejmiku co prawda o te sprawy upominają się radni Roman Jasiakiewicz i Andrzej Walkowiak, ale ich jest 2 na 33 całego składu Sejmiku. Wydawać mogłoby się, że w takiej sytuacji bydgoski samorząd powinien mówić jednym głosem. Tego niestety jednak w ostatnią środę zabrakło, gdyż do tych dzisiaj kluczowych dla Bydgoszczy kwestii nawiązało zaledwie kilku radnych.
Rozwój Collegium Medicum
Kilka miesięcy temu Rada Miasta Bydgoszczy przyjęła apel do marszałka, aby rozwiązać problem związany z własnością budynku dawnej dyrekcji kolejowej przy ulicy Dworcowej. W przeszłości bydgoscy radni zdecydowali go przekazać Collegium Medicum, na powstanie nowych wydziałów, aby jeszcze bardziej przycementować więzi tej uczelni z Bydgoszczą. Okazało się później, że decyzja Sejmiku o wydzierżawieniu części budynku prywatnej przychodni, te plany stawia pod dużym znakiem zapytania. Apel bydgoskich radnych przez te kilka miesięcy pozostał bez większego echa. Mając marszałka na sesji w Bydgoszczy, można było i tę sprawę postawić jasno. Radni o tym problemie chyba jednak zapomnieli.
Prezydent jakby zaspał
Nie kryję, że w mojej opinii lepiej mógł tę sesję wykorzystać prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski. Po prawie godzinnej prezentacji przygotowanej przez marszałka Piotra Całbeckiego i jego służby, prezydent powinien przedstawić swoją, w której pokazałby inwestycje na które Bydgoszcz oczekuje dotacji. Tego elementu w środę również zabrakło.
Publikacja po raz pierwszy została opublikowana w serwisie – PopieramBydgoszcz.pl