Za nami tydzień przepychanki politycznej pomiędzy prezydentem Bydgoszczy a wojewodą w tematyce skażeń pozachemowskich – nie będę jednak o tym pisał. Wszyscy bowiem raczej są zgodni co do czego, że rekultywacja jest potrzebna, że trzeba w końcu rozbroić tą ,,bombę ekologiczną”. Największy problemem leży jednak we wskazaniu odpowiedzialnego za to.
Patrząc logicznie to za szkody środowiskowe powinien odpowiadać ten, który do nich doprowadził i w ramach tej odpowiedzialności powinien naprawić środowisko. O ile wskazanie winnego podmiotu jakim są byłe zakłady chemiczne Zachem jest oczywiste, to już większym problemem jest znalezienie odpowiedzialnego spadkobiercy.
Przez właściwie cały okres funkcjonowania Zachem był przedsiębiorstwem państwowym. Od 2006 roku wchodził w skład grupy Ciech SA. W połowie 2014 roku Ciech został sprywatyzowany, w tym czasie Zachem był już po ogłoszonym przez sąd upadłości, majątkiem zarządzał syndyk, którego celem było przeprowadzenie likwidacji majątku oraz zabezpieczenie możliwych do zabezpieczenia interesów wierzycieli Zachemu. Dla syndyka masy upadłościowej spłata zobowiązań jest priorytetem, sprawy środowiskowe schodzą zaś na dalszy plan. Stąd też wiele krytykowanych przez władze Bydgoszczy decyzji syndyka, które nie pomogły walczyć ze skażeniami, a niekiedy nawet mogły znacznie szkodzić. Patrząc z punktu widzenia prawa upadłościowego, jego postępowanie jest właściwe.
Mamy zatem sytuację, że spadkobiercą po zakładach chemicznych jest podmiot prywatny, będący w fazie likwidacji. Skarb Państwa, który przez lata korzystał z niekorzystnej dla środowiska produkcji Zachemu, prawnie już za powstałą sytuację nie ponosi. Bydgoski ratusz mimo wszystko uważa, że z racji tej zaszłości państwo powinno w większym stopniu wziąć odpowiedzialność za sytuację Łęgnowa. Urząd Wojewódzki natomiast stoi na stanowisku, że to zadaniem władz Bydgoszczy jest przede wszystkim troska o mieszkańców.
Rozliczenia
Jako podsumowanie należy podkreślić, iż prywatyzacja Ciech (utrata przez Skarb Państwa wiodącej pozycji) to główna przyczyna dość patowej sytuacji prawnej wokół Zachemu, w której trudno wymagać rekultywacji od podmiotu odpowiedzialnego za zatrucie gleb. Wymaga to podjęcia bliskiej współpracy przez administrację rządową i władze lokalne, które w tym wypadku muszą się kierować przede wszystkim dobrem mieszkańców.
Kwestia samej prywatyzacji Ciech jest tematem pracy służb państwowych, w tym Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jest to sprawa wielowątkowa, kwestia skażenia dużej części terenu w Bydgoszczy, to tylko jeden z wielu wątków.
Jednym z zabezpieczeń w polskim prawie na sytuację nagłego ogłoszenia upadłości przez podmiot działający ze szkodą na środowisko jest wymóg gromadzenia funduszy w tzw. ,,funduszu likwidacyjnym”. Praktyka pokazuje, że w przypadku Zachemu to się nie sprawdziło. Osobną kwetią do wyjaśnień jest zatem, czy służby odpowiedzialne za nadzór nad tym, czy Zachem taki fundusz gromadzi, zrobiły wszystko czego wymagało od nich prawo.
Nowy wątek
Od kilku tygodni widoczny jest spór pomiędzy miejską spółką Chemwik oraz prowadzącą produkcję na potrzeby zbrojeniowe firmą Nitro-Chem. Władze Chemwik zarzucają tej drugiej firmie zatruwanie środowiska. Jest to zupełnie inny wątek, który szansę wyjaśnić może prowadzona przez Najwyższą Izbę Kontroli – trzeba ustalić w oparciu o badania czy skażenia o których mówi Chemwik są powodowane przez Nitro-Chem, czy to pozostałości po działalności dawnego Zachemu..