W ostatnich dniach Telewizja Polska wyemitowała reportaż o drodze śmierci, jaką nazywana jest droga krajowa nr 10 pomiędzy Bydgoszczą i Toruniem. Być może dzięki temu materiałowi świadomość, że budowa S-10 na tym odcinku powinna być priorytetem, dotrze do Polaków nawet na drugi końcu kraju, bo w regionie chyba wszyscy sobie z tego zdajemy sprawę od dawna. Drodze S-10 towarzyszy jednak też spór polityczny, szczególnie eksponowany w lokalnych mediach, choć przecież kreowany przez samych polityków.
Opozycja atakuje formację rządzącą, że na tę inwestycję nie zabezpieczono środków w Programie Budowy Dróg Krajowych z perspektywą do 2025 roku. Politycy z formacji rządzącej natomiast twierdzą, że droga na pewno powstanie z partnerstwa publiczno-prywatnego. Jak się wgłębić to jedni i drudzy nie są do końca sprawiedliwi.
Gdyby bowiem opozycja zabiegała tylko o dopisanie odcinka do Krajowego Programu Budowy to na pewno wyglądałoby to inaczej, ale politycy PO wprost twierdza, że gdyby dalej rządzili to droga byłaby budowana. Rząd PO – PSL odchodził z programem drogowym wartym 107 mld zł. W połowie 2017 roku nowy rząd zwiększył go do 135 mld zł, a mimo to S-10 znalazła się na liście rezerwowej. Pokazuje to jednak, że ten program nie był taki doskonały. Jedną z przyczyn mogły być przesunięcia na rzecz Polski wschodniej, ale całościowo bije to i tak w program.
PiS przesadza z propagandą
Myślę, że gdyby politycy Prawa i Sprawiedliwości powiedzieli jak jest naprawdę nikt by im tego nie miał za złe. Gdyby powiedzieli, że program drogowy był niedoszacowany, przez niestety na S-10 środków nie ma, bo taki program niedoszacowany zastali, ale nie siedzą z założonymi rękami, stąd też próbują z pionierskim rozwiązaniem partnerstwa publiczno-prywatnego. Jeżeli z formułą PPP się uda, to wyszliby na bohaterów, jeżeli nie to większych pretensji nikt by nie miał, bo poprzednicy przecież też budowy S-10 nie rozpoczęli.
Od jakiś dwóch lat słyszymy jednak, że budowa z PPP jest pewna, robi się wokół tego w regionie propagandę. Gdy opozycja podejmuje działania na rzecz dopisania S-10 do listy podstawowej programu drogowego, to jest od razu zbywane, że – przecież będzie PPP. A co jeśli nie będzie? Wszyscy politycy, którzy mówili z taką pewnością o PPP wyjdą na niepoważnych i oberwie im się głównie za brak szczerości.
Prawda jest natomiast taka, że w sprawie PPP nie jest jeszcze nic pewne. Jeżeli nawet na dniach – jak zapowiada GDDKiA – Eurostat wyrazi pozytywną opinie o tym modelu finansowania inwestycji, to nie wiadomo czy uda się znaleźć w przyszłym roku (tak planowany jest przetarg) partnera prywatnego, który będzie musiał za swoje środki zbudować odcinek, w zamian za 30 letnie opłaty ze skarbu państwa za utrzymywanie dostępności. Przedsiębiorca wychodziłby przy takim modelu na swoje zapewne dopiero po przynajmniej 20 latach. Ryzyko zatem powodzenia tego modelu jest.
Nas jako mieszkańców może dziwić jedynie ta cala polityczna otoczka, bo modelowi PPP powinniśmy kibicować wszyscy, ale działania które mogą przybliżyć finansowanie dla odcinka z programu drogowego, na wypadek gdyby z PPP się nie udało, też są w naszym publicznym interesie.