Za nami ponad trzy tygodnie protestów na Białorusi – obywatele tego kraju domagają się demokratycznych przemian, jednocześnie kwestionują wiarygodność wyborów przeprowadzonych w sierpniu. Z kolei reżim Aleksandra Łukaszenki skupiają się na pokazywaniu Polski jako głównego wroga zewnętrznego, mającego stać za tymi protestami.
Niedzielne protesty świadczą o wciąż wysokim poziomie mobilizacji ruchu protestu, mimo widocznej w ciągu tygodnia znacznie słabszej dynamiki i liczebności demonstracji oraz zmęczenia wielu ich uczestników długotrwałością kryzysu. Społeczny opór wobec reżimu nie słabnie pomimo wznowienia w ubiegłym tygodniu zatrzymań manifestantów i zwiększenia koncentracji sił porządkowych, wspieranych przez jednostki regularnej armii – pisze w raporcie Kamil Kłysiński, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich – Ruch protestu jest osłabiany przez utrzymujący się od początku kryzysu deficyt przywództwa i brak nowych koncepcji walki z reżimem.
W jego opinii reżim znajduje się jednak w coraz trudniejszym położeniu – Władze znalazły się w sytuacji patowej. Choć wszystko wskazuje na przynajmniej chwilowe wygaszenie protestów w przemyśle, to kolejna masowa demonstracja opozycji na ulicach Mińska jest dowodem nieskuteczności powtarzanych wciąż prób zastraszania społeczeństwa i demobilizacji zbuntowanych obywateli. Stąd też, poza kontynuowaniem represji, reżim może również w najbliższym czasie wzmocnić pozytywny przekaz propagandowy, mający stwarzać iluzję woli dialogu z oponentami. Wskazuje na to nieoczekiwana rozmowa prezydenckiego doradcy z demonstrantami o pokojowym wyjściu z kryzysu i nowej konstytucji. Trudno jednak oczekiwać, aby tego typu pozorowane działania mogły zaspokoić oczekiwania zbuntowanych obywateli. Jednocześnie nie wydaje się, aby Łukaszenka był gotów do realnego dialogu, jak również brutalnej, masowej pacyfikacji, obarczonej ryzykiem utraty kontroli nad sytuacją wewnętrzną.