Z posłem Bartoszem Kownackim rozmawiamy o problemie omijania polskiego prawa poprzez wysyłanie zza granicy środków poronnych. Parlamentarzystę pytamy również o nasilające się problemy wykluczenia komunikacyjnego w województwie kujawsko-pomorskim, ostatnio pojawił się problem skomunikowania powiatu sępoleńskiego z Bydgoszczą.
Łukasz Religa: W ubiegłym roku, chociażby w Bydgoszczy, można było natknąć się na bilbordy reklamujące w jaki sposób z zagranicy zamówić środki poronne. Czy nie uważa Pan, że w strefie Schengen przepisy aborcyjne są martwe?
Bartosz Kownacki: Panie redaktorze – po pierwsze tą sprawą zajmuje się od roku, ponieważ widzę niekonsekwencję w polskim prawie i w działaniach polskich instytucji, także w prawie europejskim. Natomiast całokształt tej sytuacji jest bardzo skomplikowany, dlatego że nie są to tylko reklamy bilboardowe, ale też w internecie, w różnych formach ta reklama jest powielana. One są nie tylko reklamowane, ale później też fizycznie dostarczane, co w świetle prawa polskiego powinno być karane. Interweniowaliśmy w Ministerstwie Cyfryzacji, także w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych – muszę powiedzieć, że dopiero reakcja ministra Wąsika mnie usatysfakcjonowała, ponieważ wskazał on, że takie działania są podejmowane. Podejmuje je również prokuratura, natomiast też zwrócono słusznie niestety uwagę na pewien problem, że można korzystać z różnych instytucji w ramach UE, ale także szerzej, ale konieczna jest podwójna przestępność danego czynu, czyli musi być on karalny zarówno w państwie w którym jest podmiot, który to oferuje, jak również w Polsce. To jest pewnym problemem, bo te przepisy są różne.
Chciałbym zwrócić uwagę na pewną niekonsekwencję tych, którzy promują w Polsce aborcję – która jest złem, dramatem, która jest nieszczęściem, i która dla katolika jest grzechem. Proszę zobaczyć, że takie bilboardy są reklamowane mimo że w świetle prawa są przestępstwem. Byłem natomiast świadkiem zdarzenia, kiedy zwolennicy aborcji blokowali samochód, który był obklejony plakatami czym jest aborcja. Blokowali w ten sposób, że wchodzili nielegalnie, łamiąc przepisy o ruchu drogowym ulice, tworząc korek – to akurat miało miejsce w Warszawie. Mieliśmy też przypadek pobicia kierowcy ciężarówki, to była głośna sprawa z panem Margot. I wtedy zwolennicy aborcji uważają, że to można robić, czyli można w majestacie prawa łamać przepisy. To pokazuje ich podwójną naturę – czyli prawo można łamać, jeżeli to prawo nie jest dla nas wygodne. I dokładnie to reklamowanie środków aborcyjnych to jest tego przykładem – skoro my się z czymś nie zgadzamy to mamy w nosie prawo.
To jest tak naprawdę kwestia uświadomienia ludzi jakie są konsekwencje środków wczesnoporonnych, jakie są konsekwencje aborcji. To nie jest tylko grzech dla katolika, to nie jest tylko dramat kobiety, ale to są też konsekwencje biologiczne, jeżeli kobieta je zażywa to późniejsze zajście w ciąże może być znacznie utrudnione. Czyli zmiany w psychice i w fizyce organizmu, to jest szkodzenia samemu sobie. O tym też powinniśmy mówić.
Ł.R. Chciałbym jeszcze przejść na bardziej grunt lokalny. Docierają do nas skargi mieszkańców dotyczące wykluczenia komunikacyjnego, czy to cięć w kursach pociągów o czym było głośno jakiś czas temu, ostatnio nasila się problem z autobusami. Czy do Pana takie informacje również docierają?
B.K. Jak najbardziej docierają, zresztą to nie jest sytuacja nowa, bowiem ciągnie się ona od lat 90. Docierają także w ostatnich tygodniach kiedy w powiecie sępoleńskim obcięto dojazdy PKS chociażby do Bydgoszczy, co jest dla wielu ludzi dramatem, bo nie każdy ma samochód, nie każdy może skorzystać np. podwozu rodziny, a musi np. dojechać do szpitala, musi np. dojechać – takie miałem sytuacje na zabiegi chemioterapii. Na zabiegi, które decydują o czyimś życiu, czyli wyceniamy kursowanie PKS-u, czy autobusu wyżej niż czyjeś zdrowie, to jest niebywale brutalnie i to pokazuje jak samorząd w Polsce nie zdaje egzaminu, jak jest on cyniczny i obłudny.
Niestety tak się dzieje od lat 90., mówi Pan o sieci kolejowej, coś co na zachodzie Europy znakomicie funkcjonuje, ale jak wiadomo jest deficytowe, bo kolej w takim rozwiązaniu lokalnym będzie deficytowa, ale co rozwiązuje szereg problemów komunikacyjnych mieszkańców. Mieliśmy tutaj w województwie kujawsko-pomorskim całkiem nieźle jak na polskie warunki rozwiniętą sieć kolejową, w porównaniu z dawną Kongresówką to była przepaść, niestety szereg tych połączeń zostało dawno temu, ale też w ostatnich latach zlikwidowanych i to są niestety takie likwidacje, jak rozmawiam z samorządowcami, które będzie trudno odtworzyć, dlatego że koszt odtworzenia jest niebywale wysoki. Dlatego sprzeciwiam się jakiejkolwiek likwidacji czy to połączenia kolejowego, czy to połączenia autobusowego, ponieważ jak widzimy – takie krótkowzroczne zlikwidowanie połączenia, później może – jak ktoś będzie chciał przywrócić – niebywale bardziej kosztowne, dlatego trzeba interweniować, ja taką interwencję ostatnio złożyłem do Ministerstwa Infratruktury do PKS Bydgoszczy, aby zastanowić się czy warto to robić.
Tak jak powiedziałem – samorząd pewne funkcje nieekonomiczne, to nie jest spółka prawa handlowego, która ma wychodzić na plus, na zysk, tylko to jest podmiot, które ma zapewniać te najbardziej potrzebne usługi wszystkim mieszkańcom, też na zasadzie solidarności – są osoby, które stać samemu dojechać, czy nawet pojechać na leczenie do Szwajcarii, ale są też tacy, którzy bez pomocy samorządu, tym samym innym mieszkańców, nie są wstanie pojechać na leczenie do Bydgoszczy
.
Poprzednie wydania Głosu Parlamentarnego:
Hleb Vajkul Białorusin mieszkający w kujawsko-pomorskim
Jan Szopiński o działaniach policji i Uniwersytecie Medycznym
Jerzy Gawęda o chaosie na regionalnej kolei
Kosma Złotowski o tzw. paszportach covidowych
Magdalena Łośko o Krajowym Programie Odbudowy