Z Łukaszem Chojnackim, wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej SLD w Bydgoszczy i członkiem Rady Krajowej partii, rozmawia Łukasz Religa.
Jak Pan ocenia poziom obecnej kampanii wyborczej? Czy nie odnosi Pan wrażenia, że część kandydatów lekceważy wyborców?
Spora część tegorocznej kampanii została przespana, nie było zbyt wielu spektakularnych pomysłów na przekonanie do siebie wyborców, szczególnie mam tu na myśli kandydatów z dalszych miejsc, którzy przecież startują w wyborach głównie po to, by się właśnie pokazać, nabrać doświadczenia, dać się poznać wyborcom. Kandydaci robią wrażenie, jakby czekali po prostu co im zaproponują media. A te, co zresztą w aspekcie frekwencji niepokoi, wielokrotnie nie były dla kandydatów zbyt łaskawe, podkreślając nader często lukratywność funkcji w Parlamencie Europejskim, np. wysokie zarobki europosłów. Tu w Kujawsko-Pomorskiem, najmniejszym okręgu wyborczym w kraju, musimy jednak pamiętać, że jeśli nie pójdziemy do urn, to te pieniądze nie zostaną w kasie Parlamentu, lecz będą pobierać je europosłowie z innych okręgów i to do nich, jeśli będziemy chcieli upomnieć się w Brukseli o nasze regionalne sprawy, będziemy musieli się zwracać. Zapewniam, że są na listach kandydaci, którzy sporą część swoich zarobków przeznaczają na cele społeczne i apeluję, abyśmy nie patrzyli na Parlament Europejski wyłącznie przez pryzmat zarobków europosłów. Powracając do pytania – jestem przekonany, że wyborcy z naszego regionu wybierają świadomie i dość szybko wyłapują wszelkie przejawy ich lekceważenia. Warto jednak zauważyć, że w ostatnich dniach kampania nabrała szybszego tempa i coraz więcej kandydatów ma coś do zaoferowania.
Co, Pana zdaniem, może wpłynąć negatywnie na poziom frekwencji wyborczej?
Wolę rozmawiać o pozytywach, jednak dostrzegam kilka zagrożeń jeśli chodzi o frekwencję. Po pierwsze, nastawienie niektórych mediów, które wolą pisać o pensjach czy wpadkach kandydatów (chociaż nie było ich tak wiele), a przecież kandyduje w skali kraju prawie 1300 osób w różnym wieku, z różnym wykształceniem, doświadczeniem, są eurosceptycy i euroentuzjaści, naprawdę można wybierać. Po drugie, zaangażowanie samorządowców w naszym regionie jest na dużo niższym poziomie niż 5 lat temu. Tutaj uczciwie muszę przyznać, iż wówczas działania profrekwencyjne mocno wspierał i organizował np. prezydent Bydgoszczy (były billboardy, apele, informacje w Kurierze Ratuszowym). Po trzecie, są kandydaci, którzy częściej zajmują się atakami na innych, niż nowymi możliwościami zaistnienia w kampanii. Obawiam się, że frekwencja 25 maja może być na naprawdę niskim poziomie. Jeśli wskutek tego stracimy mandaty europosłów w regionie, będzie to ogromna porażka nas wszystkich: polityków, partii, organizacji i obywateli, którzy rezygnują ze swego udziału w kreowaniu społeczeństwa obywatelskiego.
Pięć lat temu z Pana inicjatywy komitety wyborcze ponad podziałami politycznymi zaapelowały o jak największą frekwencję, argumentując to interesem regionu. Teraz, od czasu do czasu, taki apel się pojawia, ale chyba czegoś jednak brakuje…
Brakuje koordynacji i wsparcia ze strony tych, o których wspomniałem powyżej. Swój apel w tej sprawie wydała Rada Miasta Bydgoszczy, chociaż zabrakło rozpropagowania tego przedsięwzięcia, zresztą chyba nie ma tego apelu nawet na internetowej stronie naszego miasta. Chociaż bardzo pozytywnie odbieram akcję przekazywania informacji w ramach 10 lat Bydgoszczy w Unii Europejskiej, dzięki której mieszkańcy mogą dostrzec jak wiele zmian wokół nas dokonało się właśnie dzięki funduszom z Unii Europejskiej. Dobrym pomysłem był apel do mieszkańców regionu o udział w wyborach, podpisany na wspólnej konferencji europosłów Janusza Zemke (SLD) i Tadeusza Zwiefki (PO), którzy pokazali, że razem można naprawdę więcej.
Czy Pana akcja w 2009 r. nie była jednak próbą pokazania, że jest też kandydat SLD walczący o mandat? Z tego co pamiętam, kandydaci PO i PiS próbowali budować wśród wyborców przeświadczenie, że głosowanie na każdą inną listę będzie głosem zmarnowanym.
Ze sporym sentymentem wracam do tamtej kampanii wyborczej, była naprawdę wyjątkowa. Zupełnie inna od wszystkich, w których uczestniczyłem. Praktycznie politycy kierowali się ideą, że działają za czymś, a nie przeciwko komuś. Akcja, której byłem inicjatorem miała na celu pokazanie, że razem możemy więcej i rzeczywiście nasz okręg wyborczy wywalczył trzy mandaty, mając wcześniej tylko jeden. W poziomie osiągniętej frekwencji wskoczyliśmy do środka stawki. Na konferencji prasowej, w której uczestniczyli PiS (T. Latos), PO (P. Olszewski), PSL (K. Niesłuchowski) i SLD (ja) nie padło z naszej strony żadne nazwisko kandydata, również w treści apelu pisaliśmy o istocie sprawy, a nie kandydatach.
Wspólny apel o frekwencję stał się początkiem działań ponad podziałami politycznymi w Bydgoszczy. Czy jest Pan usatysfakcjonowany?
Szczerze? Ogromnie! Jedna z lokalnych gazet po naszej akcji napisała tak: „Pierwszy raz w Polsce oraz w historii wyborczych kampanii przedstawiciele największych ugrupowań politycznych podpisali wspólny apel do mieszkańców”. Budowanie społeczeństwa obywatelskiego to ogromne wyzwanie XXI wieku. Taki mi również przyświecał cel, gdy jako pierwszy mieszkaniec Bydgoszczy składałem obywatelski projekt uchwały Rady Miasta Bydgoszczy, wtedy nie udało się przeforsować złożonego projektu, ale bardzo się cieszę, że pojawiają się kolejne sygnowane przez obywateli.
Chciałbym dziś za pośrednictwem Portalu Kujawskiego zaapelować do wszystkich: 25 maja głosujmy! Bez względu na pogodę, nasze poglądy, przekonania. Pamiętajmy o kolejnej niezwykle ważnej budżetowej perspektywie unijnej, pamiętajmy o bezpieczeństwie, które w kolejnej kadencji może odgrywać znaczącą rolę i poświęćmy tych kilka minut, aby pójść do lokalu wyborczego i zagłosować. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz jakiś czas temu powiedział: „Budżet UE to nie są pieniądze dla Brukseli, budżet UE to są pieniądze dla obywateli Europy”. Pamiętajmy o tym i jak najliczniej wspólnie wybierzmy naszych kujawsko-pomorskich przedstawicieli.