Projekt polityczny Bydgoskiej Prawicy może nie dotrwać do końca kadencji

Projekt polityczny Bydgoskiej Prawicy może nie dotrwać do końca kadencji

Inicjatywa polityczna Bydgoskiej Prawicy z 2024 roku to była innowacja na bydgoskiej scenie politycznej opierająca się na lokalnym sojuszu PiS-u i Konfederacji. Do tego projektu nawiązał też podczas w wiecu w Bydgoszczy nowy prezydent Karol Nawrocki. Projekt może jednak nie dotrwać do końca kadencji w 2029 roku, bowiem w centralnej polityce między formacjami go tworzącymi dochodzi od coraz poważniejszych tarć.

Konfederacja nie jest jednolitem, bowiem tworzą ją dwa duże obozy Sławomira Mentzena i narodowcy Krzysztofa Bosaka. W Bydgoską Prawicę weszli głównie Mentzenowcy, właściwie tylko oni byli na listach wyborczych. PiS na tym układzie miał zyskać to, że zwiększa szanse na większą ilość mandatów, w sytuacji gdy Koalicja Obywatelska wystawiała wspólną listę z Nową Lewicą. Konfederacja, która nie miała by większych szans na mandaty, uzyskała jeden mandat radnego Pawła Siega.

W PiS kontrowersje były od początku

Już na wiosnę 2024 roku w kuluarach nie brakowało głosów krytycznych ze strony działaczy PiS-u. Ogólnie sposób układania listy przez posła Łukasza Schreibera krytykowała głównie starsza gwardia PiS-u, po części mogło to wynikać z tego, że dobre miejsca dostały nowe twarze, często młode postacie, a gorzej mieli być traktowani politycy z większym stażem. Były radny Krystian Frelichowski, którego kariera samorządowa przez ten projekt się skończyła, nawet w mediach społecznościowych wprost krytykuje projekt Bydgoskiej Prawicy.

Ostatni okres w polskiej polityce pokazuje coraz bardziej widoczny kurs kolizyjny między PiS-e i frakcją Mentzena. Ten kierunek najbardziej wyraziście narzuca prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Zdaniem politologów Kaczyński gra na rozbicie Konfederacji, licząc iż uda się PiS-owi rządzić samemu. Z tą sytuacją niespecjalnie współgra już jednak projekt Bydgoskiej Prawicy, który jest co prawda lokalną inicjatywą, ale budzącą niezadowolenie w Warszawie.

– Z Nowogrodzkiej coraz bardziej płyną sygnały, że w Bydgoszczy nie ma klubu radnych PiS-u – mówi nam anonimowo jeden z działaczy, który przewiduje, że w pewnym momencie dojdzie do rozpadu klubu.

Sprawę zaognia też to, że część bydgoskich radnych tego klubu niekiedy nawet się odcina od Prawa i Sprawiedliwości. Nie raz były głosy niezadowolenia radnych wobec dziennikarzy, którym przypisywano powiązania z PiS-em. Stawianie wyżej szyldu Bydgoskiej Prawicy również nie podoba się w centrali partyjnej.