W październiku i w marcu przeżywamy wciąż ten sam rytuał zmiany czasu – większość zegarków sama przestawia się automatycznie, ale już podróżni mieli w minioną sobotę przymusowe godzinne postoje. Warto przypomnieć, że już w 2019 roku Parlament Europejski uchwalił odejście od zmian czasu, które miało obowiązywać od 2011 roku. Mija 6 lat i na razie nie ma realnych ram na wyjście.
W sobotę formalnie wróciliśmy na standardowy czas z czasu letniego, którego genezą było szukanie oszczędności w czasie I wojny światowej. Wiosną i latem dzięki przesunięciu zegara dłużej było jasno, co oznaczało oszczędności w oświetleniu. Z naszej perspektywy praktycznie sobotni rytuał doprowadził jednak do tego, że zaczęło się robić ciemno szybciej.
Europejczykom zmiana czasu się nie podoba
Zdaniem 84% respondentów z Unii Europejskiej (2018 rok) zmiana czasu to zjawisko negatywne, dlatego też w 2019 roku Parlament Europejski przyjął wycofanie się ze zmian czasu. Dzieje się to na szczeblu europejskim a nie konkretnych państw, bo strefy czasowe są ponadnarodowe. W Bydgoszczy, w Brukseli czy w Rzymie mamy obecnie ten sam czas, zatem brak koordynacji na wyższym szczeblu mógłby wywołać chaos. Pojawienie się pandemii COVID-19 sprawiło, że sprawa zmiany czasu zeszła na dalszy plan i w 2021 roku nic się nie zmieniło.
Co stoi zatem na przeszkodzie?
– To, że nadal przestawiamy zegarki dwa razy w roku, najpierw usprawiedliwiano pandemią, potem, że trzeba by się porozumieć z krajami pozaeuropejskimi. To jest właściwie tylko kwestia ruchu lotniczego i ruchu morskiego, slotów, kiedy statki zawijają do portów i samoloty lądują. Taki slot wykupuje się na lotnisku pozaeuropejskim, więc teraz trzeba by je zmienić, co oznacza, że wszystkie linie lotnicze i linie oceaniczne musiałyby to zrobić, ale jak dotąd jeszcze nie zrobiły – ocenia w rozmowie z agencją Newseria europoseł Kosma Złotowski, który obawia się, że przez najbliższe lata nic się nie zmieni. Chyba, że Unia będzie w tej sprawie bardziej stanowcza.






