Naród daje do zrozumienia władzy, że tak dalej być nie może (komentarz)



W poniedziałek wstaniemy w nowej Polsce – mówił jeden z mówców w czasie sobotnich protestów w Warszawie – Polacy jako naród zaczną w siebie wierzyć – mówił inny głos. Przez centrum Warszawy przeszło około 200 tys. protestujących. Ciężko oszacować ich liczbę dokładniej, gdyż takiego tłumu manifestantów Polska nie widziała już bardzo dawno. Przekaz tego dnia był zdecydowany – Źle się dzieje w Polsce!

Faktem jest, że organizatorami protestu byli związkowcy, nie była to jednak typowa manifestacja związkowa, nikt nie walczył bezpośrednio o przywileje związkowe, była to bardziej walka o jakość demokracji i próba zbudzenia narodu. Ściągnięcie w jedno miejsce około 200 tys. ludzi było na pewno sukcesem, dla porównania Platforma Obywatelska, która w praktyce sprawuje w Polsce władze ma około 40 tys. członków.

 

Wydarzenia w stolicy mogłem oglądać na żywo, rozmawiać z ludźmi i poczuć po części atmosferę tego dnia. Z tego powodu z dużym dystansem obserwuję publikacje prasowe, gdzie pojawiają się obawy wobec destrukcyjnych dla polskiej gospodarki działań związkowców.

 

Sam nie jestem przekonany do postulatów dotyczących zmian prawnych utrudniających zawieranie tzw. umów śmieciowych, czy dotyczących podniesienia pracy minimalnej. Zdaje sobie bowiem sprawę , że  może to  zniszczyć wiele małych firm, gdzie  pracodawców nie będzie stać na podniesienie płacy pracownikom. Wielu przedsiębiorców jednak także manifestowało, bo jak usłyszałem, zdaja sobie sprawę, że większym wrogiem dla nich jest rząd od związków zawodowych. Rosnące podatki skutecznie utrudniają prowadzenie działalności gospodarczej w Polsce.

 

Wzrost podatków okazuje się w praktyce jednak zabójczy dla polskiej gospodarki bo firmy padają i nie ma kto płacić podatków, z których utrzymywana jest machina biurokratyczna państwa. Armia urzędników w różnych urzędach, którzy nie są w takiej liczbie potrzebni, których musi utrzymywać naród.

 

Widziałem jednak także wielu ludzi pracy, którzy w Warszawie byli właściwie w akcie desperacji. Rosnące ubóstwo oraz  coraz trudniejsza sytuacja ludzi na rynku pracy sprawia, że  ludzie czują się coraz bardziej upokorzeni. Wbrew temu  co próbuje się kreować w dyskusji publicznej, w Polsce ludziom żyje się coraz gorzej.

 

 

Dość lekceważenia społeczeństwa

Rządzący jak można zauważyć coraz bardziej zamykają się w swojej rzeczywistości, jak by starali się nie widzieć dramatu wielu Polaków. Pokazał to dobitnie ostatni tydzień, gdy posłowie skrócili piątkowe obrady, aby szybko zniknąć z Sejmu, aby przypadkiem nie natknąć się na protestujących pod parlamentem. Politycy PiS nawet na te obrady nie przyszli, organizując swój protest. Problem jednak w tym, że już do miasteczka namiotowego ze związkowcami nie przyszli, co zostało przez ludzi pracy negatywnie odebrani. Związkowcy z naszego regionu nie kryli żalu, że także największa partia opozycyjna uciekła.

 

Wśród niewielu parlamentarzystów, którzy przyszli porozmawiać z protestującymi znalazła się bydgoska posłanka SLD Anna Bańkowska.

Dość lekceważenie społeczeństwa – to także hasło przewodnie sobotniego protestu. Związkowcy żalą się, że rząd zachowuje się coraz bardziej arogancko i już nie prowadzi z nimi żadnego dialogu. Forma dyskusji jaką się proponuje, to polega głównie na tym, że minister pracy oznajmia co ustalił minister finansów i właściwie nie ma dyskusji. Do tego dochodzi także kwestia zlekceważenia przez parlament wniosków o rozpisanie referendum, które poparły setki tysięcy, jak nie miliony Polaków. Tak było w przypadku podnoszenia wieku emerytalnego oraz w kwestii wprowadzenia obowiązku szkolnego już dla 6-ciolatków.  Stąd też jeden z ważniejszych postulatów protestu, to wprowadzenie obligatoryjnego referendum, jeżeli taki wniosek poprze 500 tysięcy obywateli.

 

O tym, że nie ma dialogu z rządu zauważamy szczególnie jako mieszkańcy zachodniej części województwa kujawsko-pomorskiego. Kilka miesięcy temu rząd nie włożył zbyt wiele wysiłku, aby uratować upadający Zachem, także kwestia drogi S5 może wywoływać oburzenie w naszym regionie. Szczytem bezczelności stały się już jednak groźby minister Elżbiety Bieńkowskiej, która odgórnie chce narzucić nam rozwiązania niekorzystne dla naszych małych ojczyzn, w kwestii metropolii.

 

 

Polacy razem

Co jest jednak istotne, że ludzie protestujący w sobotę reprezentowali różne poglądy światopoglądowe. Od skrajnych środowisk Gazety Polskiej, po skrajnych lewicowych anarchistów. Tego dnia nie liczył się jednak światopogląd, wszystkich zjednoczyło to, aby powiedzieć rządzącym głośno, że Polska potrzebuje zmian.

 

Wydarzenia w stolicy powinny dać wszystkim politykom wiele do myślenia, że udawanie w świetle kamer, że jest dobrze się skończyło i pora wziąć się za robotę. Kilka tysięcy mieszkańców naszego regionu na proteście w stolicy powinny zmotywować także nasze lokalne elity. W przeciwnym przypadku wiele osób przy wyborach może się dość poważnie przeliczyć.

 

Regionalnych nauczycieli zrzeszonych w ZNP wspierała obecnością w Warszawie wiceprzewodnicząca Rady Miasta Bydgoszczy Anna Mackiewicz.