Sprzedaż biletów to kolejna bolączka bydgoskiej komunikacji zbiorowej



Fot: Bartosz Bieliński

W wielu częściach Bydgoszczy zakup biletu komunikacji publicznej w niedzielę jest bardzo trudny. Kioski zamknięte, automatów biletowych mało i nie zawsze działają, można owszem kupić bilet w niedzielę u kierowcy, ale trzeba mieć odliczoną gotówką, a z tym niekiedy bywa problem.

 

Są jednak dzielnice, gdzie problem z zakupem biletu występuje także w dni powszednie. Na niektórych osiedlach bowiem jest tylko kilka punktów, gdzie są one sprzedawane. Wystarczy, że w jednym sklepie nastąpi krótka przerwa i pasażerowie mają problem.

 

Wsiadając do autobusu bez biletu ryzykuje się dość wysokim mandatem i kontrolerów nie interesuje jaki jest powód tego braku. Dokładnych badań dlaczego w Bydgoszczy ludzie jeżdżą na gapę nikt nie wykonał. Taka sytuacja wpływa z kolei negatywnie na postrzeganie komunikacji publicznej, gdyż bydgoszczanie z powodu nieuporządkowanego systemu dystrybucji się od niej odwracają.

 

We Wrocławiu uporządkowanie systemu dystrybucji biletów sprawiło, że ich sprzedaż wzrosła o 20%. Są to dziesiątki milionów złotych rocznie.

 

Dla przykładu w sąsiednim Toruniu funkcjonują biletomaty we wszystkich autobusach. Wdrożenie takiego rozwiązania w Bydgoszczy wiązałoby się z pewnymi kosztami, być może jednak będzie trzeba je pokryć, jeżeli naszym celem jest wzrost liczby pasażerów.

 

Warto zauważyć, że krytykowana często kolej sprzedaż biletu we wszystkich pociągach regionalnych oferuje. W przypadku, gdy na danej stacji nie ma kas nie jest pobierana nawet dodatkowa prowizja.