Posłowie Lewicy chcieli zmniejszenia restrykcji w transporcie publicznym. Zdaniem ministerstwa to zbyt ryzykowne

Fot: Bartosz Bieliński

Fot: Bartosz Bieliński

Przywykliśmy już do tego, że w komunikacji miejskiej powinno podróżować naraz mniej osób, jednocześnie jest obowiązek noszenia maseczek. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to wyzwanie dla przewoźników – w przypadku miasta jakim jest Bydgoszcz, w godzinach szczytu trzeba podstawić więcej autobusów, pasażerów co do zasady jeździ jednak mniej, przez co wpływy z biletów są niższe. Grupa posłów w tym poseł Krzysztof Gawkowski wnieśli o poluzowanie tych restrykcji.

 

Można powiedzieć, że zawiązała się nawet szeroka koalicja, w której obok reprezentantów Lewicy znaleźli się też posłowie Konfederacji, Kukiz15, a także poseł z okręgu toruńsko-włocławskiego Mariusz Kałużny z Solidarnej Polski. W ich opinii są badania naukowe, z których ma wynikać, że w transporcie zbiorowym nie dochodzi specjalnie do zakażeń – wszystkie dostępne badania naukowe sugerują, iż transport publiczny nie jest miejscem, w którym dochodzi do zakażeń – czytamy w interpelacji.

 

To wystąpienie datowane jest na początek lutego, gdy sytuacja epidemiczna nie była tak dramatyczna jak dzisiaj, ale były pierwsze sygnały, że przed nami trzecia fala epidemii. Wiceminister Waldemar Kraska, w odpowiedzi odniósł się do szeregu badań naukowych oceniając, że przebywanie w ,,zamkniętych pomieszczeniach” sprzyja rozprzestrzenianiu się COVID-19, dlatego dal do zrozumienia, że zasady dotyczące transportu zbiorowego nie będą poluzowane.

 

Obecnie w pojeździe może przebywać liczba pasażerów odpowiadających 50% liczby miejsc siedzących lub 30% ogólnej liczby miejsc (także ze stojącymi). W bydgoskiej komunikacji miejskiej stosuje się ten drugi wskaźnik, czyli 30% liczby wszystkich miejsc, natomiast PKP Intercity w swoich pociągach sprzedaje bilety na co drugie miejsce.