Oscar Wilde, autor jednego z najbardziej poczytnych dzieł literatury „Portret Doriana Graya”, stwierdził, że „dzieje kobiety to dzieje najgorszej tyranii, jaką znał świat, tyranii słabego nad silnym. To jedyna tyrania, która się nie kończy”. Jak wyglądała droga węgierskich kobiet ku ich prawom? Czy te prawa jakkolwiek się zmieniły? Kim były emancypantki i kim są współczesne feministki?
A może trochę historii? Czyli kilka słów o tym, jak to wszystko się zaczęło
Każdy ruch ma jakichś swoich pionierów i założycieli. Tak samo było i tym razem. Blanka Teleki oraz Klára Leövey to niemalże najważniejsze aktywistki walczące o prawa węgierskich kobiet. Pierwsza z nich była szlachcianką, która parała się nauczaniem. Dzięki swojej pracy i uporowi bardzo przyczyniła się do tego, że kobiety w jej kraju uzyskały powszechny dostęp do edukacji. W roku 1864 ufundowała swoją własną szkołę dla dziewcząt, w której była jedną z nauczycielek. Klára Leövey była menadżerem placówki założonej przez Teleki i jej bliską współpracownicą. Pomimo tego, że owe kobiety nie miały prawie żadnego wsparcia od rodziny i społeczeństwa, szkoła, którą prowadziły prosperowała bardzo dobrze. Warto dodać, że obydwie kobiety wzięły udział w powstaniu węgierkim i były więzione przez Austriaków. Ich marzenie spełniło się w roku 1868, kiedy nastąpiła gruntowna reforma edukacji.
Był rok 1867. Utworzono wtedy pierwsze liceum dla węgierskich dziewcząt. Założyła je Pálné Veres, jedna z pierwszych i najbardziej znaczących feministek. Sama weszła w rolę jednej z nauczycielek i osobiście dbała o edukację swoich podopiecznych. Troszczyła się o to, by dziewczęta stawały się niezależne, dobrze wychowane i kulturalne. Najważniejszym punktem było przygotowanie do przyszłego życia, życia żony i matki. Veres uważała, że dziewczęta w swoim przyszłym życiu rodzinnym powinny kierować się ideałami chrześcijańskimi. Jej szkoła liczyła dokładnie 11 klas, które podzielono, uwzględniając wiek protegowanych: 4 klasy podstawowe, 4 pośrednie oraz 3 wyższe. Młode damy były uczone tam przede wszystkim wychowania religijnego, algebry, muzyki, języka i literatury węgierskiej, antropologii oraz psychologii. Można z całą pewnością stwierdzić, że szkoła pani Veres zapewniała gruntowną i wszechstronną edukację. Co najważniejsze, przysposabiała kobiety do ich naturalnej roli – roli żony i matki, piastunki ogniska domowego.
Jednak kobiety walczyły nie tylko o to, by się uczyć. Chciały również dostępu do pracy oraz do głosowania. Częściowe prawo wyborcze otrzymały w roku 1918, czyli w roku zakończenia I wojny światowej. Pierwszy raz zagłosowały 3 lata później, w 1922. Było to niewątpliwie bardzo ważne zdarzenie dla ówczesnych Węgierek. Na całościowe prawa wyborcze musiały poczekać jeszcz 23 lata. Opłaciło się to, bo od roku 1945 (zakończenie II wojny światowej) mogą już w sposób kompletny brać udział w wyborach. Trzeba podkreślić, że w tym czasie Węgry były pod władzą komunistów, więc owo prawo, nawet w przypadku mężczyzn, było symboliczne. Nie mniej jednak i kobiet zasilały szeregi parlamentu. Femistki w tamtych czasach były bardzo konserwatywne.
Te wyżej wymienione postaci i ich dokonania oraz ich starania pokazują, że kobiety mogą osiągnąć wiele. Warto zwrócić uwagę na to, że mimo starań o równość płci w najważniejszych aspektach społeczych, nie zapominały o najważniejszej roli kobiety i o tym, że trzeba ja do niej przygotować. Nie uważały, że rola żony i matki jest uwłaczająca ani narzucona przez mężczyzn. Pionierki 1 fali feminizmu na Węgrzech pokazały, że chcieć, to znaczy móc.
„Feministka nie jest synonimem kobiecości, jest jej antonimem”
Tak na temat współczesnych feministek wypowiadała się Phyllis Schlafly, amerykańska konserwatystka. O co walczą kobiety, która mają prawa wyborcze, prawa do edukacji oraz pracy? Czego im jeszcze brakuje? Czego mają za mało? Co im nie pasuje? Pokuszę się tutaj o stwierdzenie, że współczesne feministki nie walczą już o swoje prawa, bo je mają, walczą o to, by wyzbyć się kobiecości, która je blokuje. Przecież wszystkie role kobiece zostały narzucone przez mężczyzn! Bycie żoną i matką, a zwłaszcza chrześcijańską żoną i matką całkowicie przeczy ich obrazowi silnej i niezależnej kobiety. Dewaluując najważniejsze aspekty kobiecości próbują stać się jak mężczyźni, bo mężczyzną jest być lepiej i łatwiej. Przez cały czas nieumiejętnie walczą ze stereotypem „kobieta do garów”, pokazując, swoim zachowaniem, że ów paradygmat wcale nie jest czymś negatywnym. Wiele kobiet uważa, że lepiej iść do tych przysłowiowych garów niż zostać feministką, zwłaszcza feministką tak zwanej trzeciej fali. Feministką, która rzekomo walcząc o prawa kobiet, dąży do tego, by tych praw ich pozbyć. Feministka, która chce, by kobiety i mężczyźni byli równi pod każdym względem. Lecz czy różnorodność pozwala na równość? I czym według ówczesnego ruchu feministycznego jest równość?
Wspominałam kilka razy o tym, że jedną z najważniejszych (o ile nie najważniejszą) ról kobiety jest być żoną i matką. Wiele feministek uważa to za uwłaczające i stanowi opresję wobec wszystkich kobiet. Przecież nikt nie będzie kazał im wychodzić za mąż, czy rodzić dzieci! Jeśli chcą zrobić aborcję ot tak, na pstryknięcie palcem, to mają naturalne prawo, by to zrobić. Jakie zdanie na ten temat miały feministki 100-150 lat temu? Były przeciwne aborcji, ponieważ każde nowe życie, każda nowa istota mogła stać się nową, wspaniałą, pełnoprawną kobietą. Mało tego, Alice Paul, Lucy Burns oraz Susan B. Anthony (znane amerykańskie aktywistki tzw. pierwszej fali feminizmu) przedstawiały pogląd, że aborcja nie rozwiązuje problemu kobiety, tylko stanowi pewien rodzaj silnego ciemiężenia przedstawicielek płci pięknej. Alice Paul ciągle powtarzała, że „aborcja to najwyższy sposób wykorzystywania kobiet”.
Węgierskie feministki w XXI wieku
Sytuacja polityczna zaczęła zmieniać się w latach 80, kiedy zakazano dyskryminacji kobiet. Judit Ascady studiowała w tym czasie socjologię. Zorganizowała ona grupę studentek oraz serię wykładów na temat kobiet i społeczeństwa. Przyczyniła się ona do powstania tzw. „the Feminists Network”. Kobiety brały udział w kampaniach pro-choice, podejmowały szereg działań, które miały zapobiegać przemocy wobec kobiet. W czasie wojny w Jugosławi organizowały akcje pacyfistyczne, podczas których ubierały się na czarno, wychodziły na rynek główny i stały milczeniu przez jedną godzinę.
Obecnie węgierskie ruchy feministyczne nie są zbyt silne i wpływowe, ponieważ rząd węgierski z reguły jest antyfeministyczny. Można tu wyróżnić organizację o nazwie NANE (Nők a Nőkért Együtt az Erőszak Ellen Egyesüle – Stowarzyszenie Kobiet dla Kobiete Przeciwko Przemocy), która w swoich założeniach próbuje przeciwdziałać przemocy i dyskryminacji wobec kobiet. Działaczki tego ruchu walczą z rasizmem wobec romów, których na Węgrzech jest wielu. Podkreślają one, że stwierdzenie, iż romscy mężczyźni są agresywni wobec kobiet to zwykły przejaw rasizmu.
Istnieje też organizacja MONA (Magyarországi Női Alapítvány – Stowarzyszenie dla Kobiet na Węgrzech). Zajmuje się ona problemem równości lub nierówności płci. Wiele ich projektów obejmuje również mężczyzn. Ich celem jest pokazanie społeczeństwu, że kobiety i mężczyźni mogą być równi, i żyć na tych samych prawach w demokratycznym państwie. Chcą też pokazać, że istnieje bardzo duża dysproporcja w sferze gospodarczej, społecznej i politycznej.
W punkcie dotyczącym współczesnego feminizmu na Węgrzech można przywołać Zsofie Lorand, która konserwatywny model rodziny uznaje za uwłaczający wobec kobiet. Według niej stereotyp kobiety jako czułej i łagodnej, która jako matka wnosi do rodziny ciepło, stanowi pewien rodzaj opresji wobec kobiet.
Czy wszystkie feministki, nie tylko węgierskie, walczą z przemocą wobec kobiet? Czy często pojawiające się nienawistne komentarze, w których życzą innym kobietom, by mąż je bił świadczą o tym, że przeciwdziałanie problemowi przemocy wobec kobiet stanowi dla nich priorytet? Czy tylko nieliczne z nich faktycznie podejmują walkę o to, by kobiety nie były już ofiarami przemocy?
Trzeba podkreślić, że faktycznie istnieje też bardzo poważny problem przemocy wobec kobiet. Na Węgrzech również jest on powszechny. W tym miejscu należy dobitnie zaznaczyć, że podniesienie ręki na bezbronnego jest bardzo negatywne. Brak węgierskiej ratyfikacji stambulskiej konwencji zapobiegającej przemocy wobec kobiet napawa smutkiem i przerażeniem. Bo czy taki stan rzeczy ukazuje, że rząd węgierski ma prawa kobiet w poważaniu? Na pewno taki stan rzeczy pokazuje poniekąd stosunek rządu do ruchów feministycznych. Tematy takie, jak aborcja, pozycja kobiet, różnice strukturalne oraz przemoc wobec kobiet stanowią przedmiot dyskusji polityków. Warto przypomnieć, że rząd węgierski jawi się jako antyfeministyczny i gloryfikuje tradycyjny model rodziny, chociaż samo społeczeństwo węgierskie jest bardziej liberalne w tych kwestiach.
„Feminizm jest jak cholesterol: dzieli się na dobry i zły”
Feministka feministce nierówna. Historia pokazuje, że cele tego ruchu były zgoła odmienne. Mimo, iż walka dotyczy praw kobiet, to były i są one rozumiane w odmienny sposób. Spójrzmy na takie feministki pierwszej fali, które żyły 150-160 lat temu. Dla nich ważny był dostęp do edukacji, pracy i praw wyborczych, jednak podkreślały, że bardzo ważna jest rola kobiety jako żony i matki. Współczesne feministki uważają, że to konkretne kobiece powołanie i społeczne jej uzasadnienie stanowi pewien tragiczny rodzaj opresji wobec kobiet oraz dowód na patriarchalny ustrój. Chcą równości na każdym polu, zarówno politycznym, gospodarczym, jak i społecznym. Powtórzę pytanie, które zadałam wcześniej: Czy możliwa jest równość w różnorodności?
Paulina Hermann