Zybertowicz: Polityka klimatyczna UE sprzeczna z interesem Polski

Na nasze pytania odpowiada kandydat na europosła prof. Andrzej Zybertowicz. Urodzony w Bydgoszczy, obecnie pracownik naukowy toruńskiego UMK. Kandydat startujący z nr 2 z listy Prawa i Sprawiedliwości. Pytamy o funkcjonowanie naszego regionu w Unii Europejskiej oraz o największe wyzwania polskich europosłów w kolejnej kadencji.

 

Kampania wyborcza powoli dobiega końca,  zauważam jednak, że poziom tej kampanii był wyjątkowo niski,  skupiano się na sprawach mało istotnych, unikając dyskusji na ważne tematy. Czy zgodzi się Pan z tym poglądem, że okres kampanii został zmarnowany?

 

Trudno mi mówić o kampanii z zewnątrz, w trybie analitycznym, ponieważ sam w niej uczestniczę. Z mojej perspektywy wygląda to następująco. Otóż jest trochę tak, że przedstawiciele poszczególnych komitetów wyborczych w regionie prowadzą kampanię obok siebie. Debaty, w których brałem udział z innymi kandydatami, rzeczywiście nie dotyczyły spraw podstawowych: i dla Unii Europejskiej, i dla Polski, i dla regionu. Natomiast, kiedy próbowałem się umówić się na poważne dyskusje z kandydatami z pozycji 1 i 2 z partii rządzącej spotkała mnie odmowa. Pod tym względem zgodzę się, że poziom kampanii był niski.

 

   Natomiast osobiście nie czuję, żebym zmarnował ten czas. Kilkadziesiąt spotkań z mieszkańcami województwa kujawsko-pomorskiego dało mi bardzo dużo. Z jednej strony pogłębiłem wiedzę o regionie i jego problemach. Z drugiej strony myślę, że dla osób, które się ze mną spotykały, również nie był to czas stracony. Dodatkowo, samo prowadzenie własnej kampanii dało mi nowy wgląd w mechanizmy funkcjonowania polityki.

 

Województwo kujawsko-pomorskie jest głównym producentem wieprzowiny w Polsce, stąd też nasi rolnicy ucierpieli z powodu embarga w sposób szczególny. Jest Pan chyba jedynym kandydatem w tym okręgu, który kwestie zrównania dopłat potraktował w swoim programie poważnie. Jakie Pan widzi szanse na zrealizowanie tego postulatu?

Potraktowałem to najpoważniej chyba, jak można to uczynić. Podpisałem publicznie, na konferencji prasowej we Włocławku dokument zatytułowany „Manifest Polaka – Europejczyka”, którego p. 5 brzmi: „Diety poselskie polityków Parlamentu Europejskiego są nieprzyzwoicie wysokie. Obecnie wynoszą ok. 20 tys. złotych miesięcznie. Deklaruję, iż do czasu, aż polskim rolnikom nie zostaną przyznane dopłaty na poziomie krajów „starej Unii”, połowę swoich diet przeznaczę na stypendia dla najbardziej utalentowanych młodych osób ze środowisk wiejskich mojego regionu. Konkretnie łączę w ten sposób jeden z punktów mojego programu wyborczego, z pomyślnością mieszkańców naszego regionu.” Wiążę zatem ten postulat z moją osobistą sytuacją finansową.

 

   Zbliża się moment, w którym fundusze strukturalne przestaną płynąć do Polski tak intensywnie jak do tej pory. Polska przestanie być traktowana w ramach UE jako kraj wymagający dodatkowego wsparcia, na przykład jeśli idzie o infrastrukturę. I to jest czas, w którym dopłaty w krajach „starej” i „nowej” Unii powinny się w naturalny sposób zacząć wyrównać. Dodajmy również, że obecnie koszt produkcji żywności w Polsce i w państwach Zachodu jest porównywalny. To są dwa merytoryczne argumenty, które trzeba wykorzystać, działając na rzecz stopniowego wyrównywania dopłat. Tutaj potrzebna jest współpraca wszystkich polskich europarlamentarzystów, wsparta aktywnością władz naszego kraju. Będę zdecydowanie działał na rzecz takiego rozwiązania. Szanse istnieją, jeśli inni będą działać również w interesie Polski.

 

Rolnicy obawiają się także o niewłaściwe zabezpieczenie kwestii obrotu ziemią. Czy z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa gospodarczego jest to też sprawa ważna?

To poważna sprawa. Społeczeństwo polskie nie jest obecnie na tyle bogate, by konkurować z nabywcami z Europy Zachodniej. Z tego powodu wprowadzenie wolnego obrotu ziemią od 2016 roku może pogłębić półperyferyjną sytuację Polski. Zasadniczo popieram w tej sprawie stanowisko NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych, a więc postulaty na rzecz regulacji zapobiegających masowej wyprzedaży ziemi po roku 2016 oraz wydłużenia moratorium na sprzedaż ziemi.

 

Kontynuując tematy gospodarcze musiałbym zapytać o tzw. pakiet klimatyczny. Czy na pierwszym miejscu powinniśmy postawić ekologię jak UE oczekuje od Polski, czy nasz narodowy interes gospodarczy?

Wypowiadałem się już na ten temat kilkukrotnie w rozmaitych mediach, ale to jest kwestia, którą trzeba stale powtarzać: obecna polityka klimatyczna UE jest głęboko sprzeczna z interesem Polski i należy dążyć do zmiany tego stanu rzeczy. Wszyscy polscy europarlamentarzyści, niezależnie od opcji politycznej, powinni lobbować na rzecz zmian w tym zakresie. Żeby sprawa była jasna: ochrona środowiska jest czymś istotnym, ale to nie kraje UE są w tym przypadku problemem w skali globalnej. Działania na rzecz zachowania środowiska naturalnego nie powinny też być używane jako pretekst ograniczający naszą politykę bezpieczeństwa energetycznego.

 

Muszę zadać pytanie, jak Pana partia zamierza realizować te postulaty? Nie będziecie tworzyć bowiem przecież najsilniejszej koalicji w Parlamencie Europejskim, lecz jedną z najmniej licznych.

Na początek drobna korekta. Otóż nie jestem i nie byłem członkiem żadnej partii politycznej. W wyborach startuję oczywiście jako kandydat z listy Komitetu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. A zatem odpowiadając na pytanie, mogę się odnieść jedynie do swojej osoby. Działalność w Parlamencie Europejskim, to również stawianie rozmaitych spraw na forum publicznym, ale też nieformalne rozmowy z przedstawicielami różnych krajów i opcji. Mam nadzieję, że będę mógł wykorzystywać moje kontakty akademickie, np. z eurodeputowanym węgierskim prof. György Schöpflinem, którego znam od lat.

 

Jak ocenia Pan wykorzystanie funduszy unijnych w naszym województwie? Czy zgodzi się Pan z zarzutami, że za bardzo inwestowano w budowanie metropolii bydgosko-toruńskiej kosztem miast powiatowych i wsi, gdzie bezrobocie jest ponad dwukrotnie wyższe od tych miast?

Wykorzystywanie funduszy unijnych trzeba lepiej monitorować. Uważam, że powinno być to jednym z podstawowych zadań europarlamentarzystów z danego regionu. I jeśli zostanę wybrany, zajmę się tym w sposób systematyczny. Oczywistym jest dla mnie, że fundusze powinny być inwestowane przede wszystkim w tworzenie trwałych miejsc pracy w całym regionie. Natomiast jako badacza-socjologa duże inwestycje w budowanie metropolii mnie nie dziwią. Działa tu tzw. efekt św. Mateusza: bogatsze części regionu się bogacą, a biedniejsze biednieją. Ale potrzebny jest nam regionalny rozwój zrównoważony. Natomiast te inwestycje metropolitalne są jeszcze bardziej widoczne w kontekście konfliktów między dwoma największymi miastami naszego województwa. Jestem związany i z Bydgoszczą – skąd pochodzę, gdzie się wychowałem i mieszkałem do momentu pójścia na studia, jak i z Toruniem – gdzie studiowałem, mieszkam i pracuję. Zdecydowanie chcę, by lokalne antypatie nie blokowały rozwoju naszego województwa.

 

Na koniec zapytam co sądzi Pan o pomyśle budowy tramwaju z Bydgoszczy do Torunia, który byłby konkurencją dla szybkiej kolei metropolitarnej BiT City? Czy nie będzie to marnowanie pieniędzy, które można by wykorzystać na ważne inwestycje dla miast powiatowych.

Dalsza integracja komunikacyjna Torunia i Bydgoszczy jest potrzebna: dziennie między tymi miastami przemieszcza się bowiem ponad trzydzieści tysięcy osób. Niemniej jednak pomysł budowy tramwaju nie wydaje się być sensowny. Pomijam tu oczywiste nawet dla laika problemy techniczne, dotyczące chociażby tego, jak zbudować szybki tramwaj na wąskim rozstawie torów. Ważniejsza jest kwestia wspomniana w pytaniu: jeśli już zainwestowane zostały potężnie środki w szybką kolej, to poczekajmy i zobaczmy, jak to rozwiązanie się sprawdzi. A pieniądze na budowę tramwaju rzeczywiście można byłoby sensowniej wydać na poziomie powiatów. Jeśli już pozostajemy przy komunikacji, to chociażby na rewitalizację lokalnych połączeń kolejowych.