Chwalą Pendolino, a swojego nie znają



Od przyszłego roku na polskie tory ruszyć mają  zakupione przez polski rząd od Alstom składy Pendolino mogące osiągnąć prędkość maksymalną 250 km/h. Nic więc dziwnego, że na powitaniu pierwszego polskiego Pendolino we Wrocławiu gościł sam minister Sławomir Nowak w towarzystwie byłego marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny. Wszyscy sprawiają wrażenie, że się cieszą, tylko coś polscy przedsiębiorcy narzekają.

 

Prędkość 250 km/h robi wrażenie, problem w tym, że obecnie w Polsce mamy kilka odcinków, gdzie pociągi mogą rozpędzić się do maksymalnej prędkości 200 km/h. Ci co liczą na wielką rewolucję na polskich torach mogą się zatem przeliczyć.

 

Za ten zakup Polska zapłacić musi ponad 1,6 mld zł (kwota nie zawiera kosztów serwisowania), do tego będziemy musieli dopłacać do utrzymania nowych szybkich pociągów 180 mln zł.

 

Ta inwestycja nie podoba się polskim firmom produkującym tabor kolejowy, głównie Newagowi i bydgoskiej PESA. Firma z naszego miasta stworzyła lokomotywę, która w ruchu pasażerskim wstanie jest osiągnąć prędkość 160 km/h. Newag natomiast eksperymentalnie osiągnął już prędkość 200 km/h. Zatem zapewne już niedługo stworzenie technologii, która przekroczy 200 km/h będzie dla polskich firm realne. Zakup szybkich pociągów w tych firmach miało by wpływ na ich rozwój, czyli także na miejsca pracy.

 

W przypadku Pendolino istnieją małe szansę, że polskie firmy będą brać udział produkcji do nich nawet podzespołów. Zarobi zatem na tym nieźle zagraniczny kapitał.

 

Pociągi Pendolino kursować mają pomiędzy Warszawą – Łodzią, Wrocławiem i Poznaniem.