Postać Karola Nawrockiego nie jest krystaliczna dla Polaków co pokazuje sondaż zrealizowany przez United Surveys dla wp.pl na początku maja – gdzie wiarę w tłumaczenia w sprawie kawalerki dało temu kandydatowi tylko 26,6% respondentów, wśród wyborców PiS-u i Konfederacji było to już 61%, ale to też może pokazywać, że blisko co drugi wyborca Nawrockiego nie wierzy jemu. Z jakiegoś jednak powodu przymknęli na to oko.
Słuchając różnych głosów tej kampanii uważam, że można zwycięstwo Nawrockiego wyjaśnić bardzo łatwo – wyborcy ci uznali, że gorszym wyborem byłby Rafał Trzaskowski. Taka też była oficjalna narracja sztabu, gdzie sam Nawrocki specjalnie nie mówił o swoim programie czy nie prezentował swoich atutów, ale mówił iż to jest referendum w sprawie rządu Donalda Tuska, zatem jeżeli ktoś chce zaszkodzić premierowi powinien głosowań na niego. Dodatkowo mieliśmy podprogowo szerzoną kampanię ,,byle nie Trzaskowski”. Wiele osób się nią posługujących nie było wstanie pozytywnie zachęcić do głosowania na Nawrockiego, dlatego posługiwano się negatywnym przekazem wobec Trzaskowskiego.
Cała ta kampania wyborcza była oparta tak naprawdę na negatywnym przekazie. Karolowi Nawrockiemu wyciągano natomiast afery i próbowano budować wizerunek ,,chuligana, alfonsa, czy drobnego cwaniaczka” w związku ze sprawą kawalerki. Po I turze zaczęto też akcentować przekaz, że może i pierwsze 1,5 roku nowego rządu mogło zawieść wyborców (wypowiedź wojewody Michała Sztybla z konferencji prasowej w Bydgoszczy i Magdaleny Biejat z marszu Trzaskowskiego w Warszawie), ale alternatywą jest powrót PiS do władzy, z Konfederacją w koalicji. W tym przekazie nie było specjalnie zbyt dużo pozytywnych form, ale również był to przekaz negatywny. Jedyny pozytywny przekaz jaki zauważyłem to twierdzenie Trzaskowskiego, że jesteśmy obecnie najsilniejsi w historii, co mi trochę przypominało narrację Bronisława Komorowskiego z przegranych wyborów w 2015 roku. Ta narracja dla sporej części wyborców była po prostu niewiarygodna.
Z rezonansem magentycznym potwierdzono, że do wyborów podchodzimy emocjonalnie
Od momentu, gdy pierwszy raz powoływałem się na badania amerykańskich badaczy, którzy analizowali emocje na spolaryzowanej amerykańskiej scenie politycznej, minęło już dobre 10 lat. Wtedy pomagały mi one zrozumieć dziejące się w Polsce procesy polaryzacyjne, ale przytaczane przez Drewa Westena przypadki mogły wydawać się radykalne. Dzisiaj na procesie polaryzacyjnym zaszliśmy już dużo dalej, a przykład tych wyborów – wygranych przez kandydata do którego spora część elektoratu ma wątpliwości, może być doskonałym przykładem dla rozpraw dla kolejnych naukowców.
W 2004 roku zespół badaczy amerykańskich: Drew Westen, Stephan Hamann i Clint Kilts – zrealizowali ciekawe badanie. Sprzeczne wypowiedzi Georga Busha i Johna Kerry przedstawiono zagorzałym zwolennikom republikanów i demokratów. Kerry w korespondencji z wyborcami w jednym liście stanowczo potępił interwencje USA w Iraku, w drugim liście natomiast poparł decyzję prezydenta Busha o wprowadzeniu wojsk do Zatoki Perskiej. Natomiast jeżeli chodzi o Georga Busha, to przedstawiono badanym jego wypowiedź na spotkaniu w szpitalu dla kombatantów, że osoby narażające życie za ojczyznę muszą mieć najlepszą opiekę medyczną, zaś tego samego dnia jego administracja zmniejszyła liczbę żołnierzy, do szpitali finansowanych z budżetu Pentagonu. Ankietowani popierający republikanów uznali, że John Kerry w związku z przedstawionymi wypowiedziami jest niewiarygodny, natomiast sprzeczność w zachowaniu Busha bagatelizowali. Jak można się domyśleć – wyborcy demokratów zareagowali w przypadku obu kandydatów na odwrót.
– Mózg rejestruje konflikt między danymi i pragnieniami, po czym zaczyna szukać sposobów na zakręcenie kranu z nieprzyjemnymi emocjami. Wiemy, że podczas naszych badań mózg zdołał tego dokonań, ponieważ większość uczestników utrzymywała, że nie dostrzegli żadnego konfliktu między, słowami i czynami swojego kandydata – podsumowuje swój eksperyment Drew Westen, na łamach swojej książki ,,Mózg polityczny”.
– Naszych zaangażowanych wyborców demokratycznych i republikańskich poddaliśmy badaniom skanerem w przededniu jednego z najbardziej spolaryzowanych wyścigów prezydenckich (…) Nie zawiedli nas. Nie mieli problemu z dostrzeżeniem sprzeczności u kandydata drugiej strony, oceniając je średnio na prawie 4 we wspomnianej skali. Tymczasem swojego kandydata średnio oceniali na 2, czyli szacowali sprzeczność jako niewielką – opisuje eksperyment Westen – Kiedy człowieka skonfrontuje się z potencjalnie przykrymi informacjami politycznymi, aktywuje się sieć neuronalna, która wytwarza emocjonalny dyskomfort (…) Mózg rejestruje konflikt między danymi i pragnieniami, po czym zaczyna szukać sposobu na zakręcenie kranu z nieprzyjemnymi emocjami.
Wynika z tego, że osoby o ukształtowanych preferencjach politycznych, podświadomie odrzucają informacje niekorzystne dla kandydatów wobec których odczuwają sympatię. Tym razem oprę się na osobistym przykładzie z tych wyborów, gdy jeden ze znajomych zachęcał mnie do głosowania na Karola Nawrockiego, gdy wspomniałem iż wokół tej postaci są wątpliwości to początkowo było podważanie wiarygodności tych zarzutów, ale w pewnym momencie usłyszałem, że nawet jeśli to ważniejsze jest pokonanie Tuska. W tych wyborach mieliśmy mocną narrację przeciwko rządowi, który nie ma zbyt dobrych notowań, do tego sztab Nawrockiego grał na strachu w temacie migracji, co dla sporej części Polaków jest uzasadnioną obawą. W kręgach katolickich był natomiast wałkowany temat aborcji i udziału Trzaskowskiego na paradach LGBT. W mojej opinii pojawianie się kolejnych negatywnych informacji o Karolu Nawrockim stało się przeciwskuteczne, bo o ile pierwsze informacje w sprawie kawalerki mogły wywołać jakieś zakłopotanie, to dalej w myślę mózgi sympatyków prawej strony sceny politycznej skutecznie zakręciły kran z negatywnymi emocjami jakie mogły wywołać nowe rewelacje.
Sztab Rafała Trzaskowskiego też grał negatywną kampanią, ale robił to bardzo nieumiejętnie. Główny strach jaki chciano wywołać to przestrzeganie przed możliwością powrotu PiS do władzy. Wygrana Nawrockiego może to oczywiście ułatwić, ale przecież wybory parlamentarne są planowane dopiero w 2027 roku, co mogło być dla wielu wyborców mało przekonującą narracją. ,,Strach przed powrotem PiS-u” okazał się słabym orężem politycznym także z tego powodu, że nawet jeśli poprawiły się standardy sprawowania władzy, to nie radykalnie, bo przez ostatnie 1,5 roku nie brakowało informacji o obsadzeniu instytucji z klucza partyjnego, czy nie zredukowano liczby stanowisk wiceministrów i wicewojewodów – bo każdej partii tworzącej koalicję przecież też się należą stanowiska. To są kwestię, gdzie wyborcy widzą zmianę tylko gdy jest ona znacząca, nowy rząd uznał, iż skoro poprzednicy pewne granice przesunęli, to oni nie muszą tego radykalnie naprawiać, ale wyborca ostatecznie nie widzi różnicy między jednymi i drugimi. Kwiatkiem do kożuchu będzie tutaj życie jak pan przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego, gdzie nikt nie ma odwagi skrytykować drogiego najmu luksusowego samochodu na koszt podatnika.
Do porażki PiS w 2023 roku mogła się mocno przychylić sprawa zmian w prawie aborcyjnym (przez Trybunał Konstytucyjny), co wywołało masowe protesty. Chyba przeliczono się z tym, że tamci wyborcy pamiętają rok 2020, bo nie zrobiono nic aby ich zmobilizować, przy jednoczesnym graniu straszeniem aborcją i Trzaskowskim w kręgach katolickich przez drugą stronę. Pojawiała się też niekiedy narracja, że rząd nie ma sukcesów, bo prezydent Andrzej Duda wetuje, dlatego musi wygrać Trzaskowski. Sprawdziłem na stronie Kancelarii Prezydenta i Andrzej Duda od grudnia 2023 roku zawetował tylko 5 ustaw. Można by założyć, że w kluczowych ideologicznie sprawach prezydent by wetował, ale założenie, iż wyborcy przyjmą taką dedukcję mogło być kolejnym błędem tej kampanii. Gdyby ustaw było więcej i byłyby w większej ilości wetowane przez prezydenta to wyborcy by mogli zauważyć ten argument.