Jesteś tutaj: HomeBydgoszczDwa lata zmarnowane przez bydgoską opozycję

Dwa lata zmarnowane przez bydgoską opozycję

Napisane przez  Łukasz Religa Opublikowano w Bydgoszcz środa, 21 październik 2020 07:28

21 października 2018 roku odbyły się wybory samorządowe – na Rafała Bruskiego zagłosowało ponad 54% wyborców, dzięki czemu pierwszy raz uzyskał reelekcję już w pierwszej turze. Gdyby Buski postanowił walczyć w 2023 roku o kolejną reelekcję (zgodnie z ustawą już ostatnią), to jeżeli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to już dzisiaj można go stawiać jako faworyta.

 

Podsumowanie dwóch lat funkcjonowania bydgoskiego samorządu rozpoczynamy od spojrzenia na równowagę pomiędzy koalicją rządzącą z prezydentem miasta a opozycją. Jak się rozmawia bowiem z politykami bydgoskiej opozycji, nie tylko tej związanej z PiS-em, ale też mniejszych komitetów, to nawet w tych kręgach mało kto wierzy, że z Rafałem Bruskim będzie można w 2023 roku wygrać. Takie wywieszanie białej flagi już na 3 lata przed wyborami, gdy nie mamy nawet półmetku kadencji za sobą, z punktu widzenia demokracji jest czymś negatywnym.

 

Z jednej strony bowiem taka sytuacja może wywoływać wśród obozu rządzącego zbyt dużą pewność siebie, czego następstwem zawsze są jakieś formy degeneracji władzy – tak to działa na całym świecie. Niekiedy zbyt duża pewność może prowadzić nawet do nieplanowanej porażki, ale liczenie na taki scenariusz przez opozycję, to mało aktywny plan polityczny. Z drugiej zaś strony w takiej sytuacji nie ma właściwej równowagi sił pomiędzy rządzącymi a opozycją. Silna i konstruktywna opozycja, mogłaby przynieść bowiem Bydgoszczy wiele korzyści.

 

Brak wizji i zbyt duży indywidualizm

Głównych grzech opozycji to brak pomysł na Bydgoszcz, brak alternatywy, która mogłaby rywalizować z wizją jaką prezentuje Rafał Bruski. Obudowa zamku czy zachodniej pierzei, to utarte przez ostatnie lata slogany, które pokazują, iż bydgoska opozycja funkcjonuje wedle starych i nieefektywnych politycznych schematów. To nie są koncepcje, które mogą porwać szerze bydgoszczan i pokazać im, że Bydgoszcz może mieć lepsze władze – a to jedyny przepis na ten moment, aby wygrać w tym mieście wybory.

 

Kampania PiS w 2018 roku opierała się głównie na budowaniu przeświadczenia, że Rafał Bruski przez 8 lat rządów doprowadził Bydgoszcz do ruiny. Do tego celu główny przekaz kampanijny opierano o niezadowolone z rządów grupy mieszkańców, gdy przekaz Platformy Obywatelskiej kierowany był nie do małych środowisk, ale do szerszego społeczeństwa. Gdy opozycja chciała obniżyć czynsze ADM do stanu sprzed kilku lat (jakby inflacja nie działała), Bruski starał się kierować przekaz do wynajmujących mieszkania na rynku prywatnym, którzy płacą znacznie wyższe czynsze. Podprogowo PO zatem uderzało do największej grupy społecznej, która na dodatkowe przywileje, o której dla kilku środowisk walczyła opozycja, nie mogła liczyć.

 

Z drugiej strony próbowano pokazywać wiele argumentów, jak to sobie władza w Bydgoszczy nie radzi, ale stawiając na ilość nie postawiono na jakość. W rezultacie wypominając ratuszowi wiele błędów, nie udało się przedstawić specjalnie konkretnego zaniedbania. Chętnie te tematy poruszane były przez Telewizję Polską, co zachęcało polityków opozycji do ich napędzania, przez co być może za bardzo uwierzyli w moc TVP, co okazało się w październiku 2018 roku zgubne.

 

W rezultacie wyniki wyborów z 21 października 2018 roku pokazały, że opozycja postawiła na złą taktykę, ale co może najbardziej zadziwiać, w ostatnich 2 latach była ona kontynuowana. Doprowadziło to do wręcz spektakularnego blamażu z komisjami doraźnymi, które miały udowodnić, że prezydent Bruski sobie nie radzi w zarządzaniu miastem, w rezultacie stały się laurkami dla jego rządów, bowiem z jednej strony radni także opozycji zgodzili się ze stwierdzeniem, że jako jedyne miasto w Polsce na poważnie rozwijamy kanalizację deszczową, co było przez dziesiątki lat zaniedbane, zaś w chyba najbardziej dotykającym mieszkańców problemie nierzetelnie wykonywanych odbiorów odpadów, nie udało się sformułować i udowodnić poważniejszego zaniedbania ratusza. I tutaj ujawnia się kolejny grzech bydgoskiej opozycji – zbyt duża indywidualność.

 

Kreowanie przez opozycję obrońców poszczególnych grup mieszkańców, którzy nie są zadowoleni z ogólnej polityki ratusza, pomogło wielu samorządowcom PiS uzyskać lepsze wyniki w wyborach do Rady Miasta. Była to jednak taktyka stawiająca na osiągnięcie celów przez poszczególne osoby, ale już nie na wynik ogólny, w tym zdobycie funkcji prezydenta przez formację. Indywidualizm, który niekiedy osiąga postać niezdyscyplinowania udziela się w Radzie Miasta opozycji do dzisiaj. Chociażby w temacie odpadów i nieszczęsnego Komunalnika, zdania prezentowane przez polityków PiS potrafiły się zmieniać z tygodnia na tydzień – jeszcze przed ogłoszeniem wyników pierwszego przetargu, radna tej formacji wyrażała niepokój, że ofertę złożyła ta firma, która w innych częściach kraju budzi kontrowersje; po tym jak miasto (zgodnie z oczekiwaniem radnej) wykluczyło tę ofertę, inny radny dziwił się temu, że zrezygnowano z najtańszej oferty; później PiS znowu zmienił zdanie – co nie buduje wśród mieszkańców poczucia wiarygodności. W Sejmie jest zasada, że klub w danej sprawie na posiedzeniu plenarnym reprezentuje jeden przedstawiciel, lokalnie na Radzie Miasta głos może zabrać każdy, przez co coraz częściej mamy dysputy, w których radni próbują pokazywać swój indywidualizm – często swoją wypowiedzią nie wnosząc nic konkretnego. Tak nie prowadzi się jednak skutecznej i nowoczesnej polityki.

 

Wydaje mi się, to tak na pewno jest

Nowoczesna polityka to także opieranie się na twardych danych, bo tylko tak można zrozumieć czego mieszkańcy oczekują. Zrozumienie tego, to dzisiaj podstawa sukcesu w wyborach. Jak prześledzimy ostatnie dwa lata, to radni opozycji kierują się głównie przeczuciem, stąd też powstają tak nierealne pomysły jak budowa zamku średniowiecznego.

 

Polaryzacja niszczy ruch obywatelski

Wracając jednak do wyników wyborów z 21 października 2018 roku – czarnym ich koniem był też Marcin Sypniewski, który do samorządu poszedł pod szyldem Czasu Bydgoszczy, uzyskując trzeci wynik, spektakularnie pokonując kandydatkę lewicy. Czas Bydgoszczy nie uzyskał co prawda spektakularnego wyniku, ale zważając na to, że o podobny elektorat zabiegała lista Kukiz15, to przy uczciwej pracy w okresie po wyborach, ruch ten miał potencjał, aby w 2023 roku walczyć o kilkanaście procent poparcia i bycie trzecią siłą w Radzie Miasta, która mogłaby odgrywać kluczową rolę w ważnych głosowaniach.

 

Sypniewskiemu w 2018 roku, który jest kojarzony, tak samo jak zaplecze Czasu Bydgoszczy, z Konfederacją udało się pokazać bardziej ,,ludzką i miejską twarz Konfederacji”. W kolejnych wyborach może być jednak trudno to powtórzyć, z uwagi na polaryzację polityczną w kraju, w związku z pandemią COVID-19. W Konfederacji na jednego z najważniejszych liderów wyrasta Grzegorz Braun, polityk który bydgoszczanom dał się zapamiętać z wyrazistej krytyki projektu obywatelskiego w sprawie utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy, głównie promuję rodzaj polityki zwany ,,paranoidalną”, czyli opierającej się na teoriach spiskowych i kwestionowaniu nauki. Braun wprost twierdzi, że noszenie maseczek to, ,,tresura Polaków”. Jego aktywność być może pomoże mu na Podkarpaciu, skąd jest posłem, gdzie struktura elektoratu jest zupełnie inna niż w naszym województwie, a tym bardziej w Bydgoszczy, to jednak aktywność jego środowiska nad Brdą to wyzwanie dla ,,Czasu Bydgoszczy”, bowiem politycy kojarzeni z Konfederacją muszą się liczyć, ze przy tego typu polaryzacji postawiony zostanie im mur 10% nie do przebicia.

 

Pikiety antymaseczkowców (a właściwie anarchistów), którym przewodniczy współpracownik Brauna, były poseł  Pawel Skutecki – a także w 2018 roku kandydat na prezydenta Bydgoszczy, który okazał się największym przegranym wyborów 21 października – to najprostsza droga do zabetonowania obecnego układu na bydgoskiej scenie politycznej – z silnym PO, nie mającym na nic wpływu PiS-em, pojedynczymi radnymi Lewicy, a dalej daleko nic. Z drugiej strony - skoro opozycja się już z tym pogodziła, to taki los naszego miasta.

 

Media w roli opozycji

Na koniec jeszcze wspomnę, że część demokratycznych zadań opozycji (tych konstruktywnych) przejęły niektóre lokalne media, które przyglądają się miejskim urzędnikom, rzetelności wykonywanych inwestycji, a także ujawniają wiele absurdów. Taką rolę pełni kilka redakcji.

 

Warte obejrzenia

  • W Zamku Bierzgłowskim rywalizowali szachiści

    W naszym regionie szachy się rozwijają - małymi krokami. Tym razem dzięki turniejowi w Zamku Bierzgłowskim. I Złoty Turniej Szachowy za nami.

  • Szachiści będą walczyć o złoto na zamku

    Między Toruniem a Bydgoszczą w Zamku Bierzgłowski odbędzie się I Złoty Turniej Szachowy w szachach klasycznych. 7 partii w dwa dni w tempie 60’ na zawodnika, a do wygrania prawdziwe złoto.
    Wyjątkowy turniej w Zamku Bierzgłowskim gdzie panuje prawdziwie rycerska atmosfera? Tak to możliwe.

Wiadomości sportowe

  • Europoseł Brejza liderem listy do Parlamentu Europejskiego

    Obradująca w środę Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej zatwierdziła listy kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się 9 czerwca. Listę w kujawsko-pomorskim otworzy jak można było się spodziewać europoseł Krzysztof Brejza. Tutaj nie było niespodzianki, choć jeszcze kilka tygodni temu jego kandydatura nie była taka pewna.

  • Złożono ostatni wniosek o ZRID dla drogi S10. Na pozostałych odcinkach widać opóźnienia

    W ubiegłym tygodniu firma Rubau Polska, która wygrała przetarg na budowę odcinka Toruń Zachód – Toruń Południe (węzeł autostradowy) drogi ekspresowej S10 złożyła do wojewody wniosek o wydanie ZRID. Zezwolenie Realizacji Inwestycji Drogowej to dokument kończący proces przejmowania terenu pod inwestycję, który pozwala rozpocząć fizyczne prace budowlane. Do tej pory dla żadnego z odcinków S10 Bydgoszcz-Toruń nie wydano jeszcze ZRID.

Wiadomości z regionu